…Zaszedł bowiem podczas ostatniej wojny ciekawy paradoks historyczny na terenie Wschodniej Europy. Od Petsamo po Morze Czarne, wszystko co było demokratyczne z pochodzenia, a więc narody chłopskie jak Białorusini, Ukraińcy oraz te państwa, które zdobyły sobie niezależność niejako „rękami czarnymi od pługa”, Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa, uznały za wroga nr 1 - Związek Sowiecki. W jednolitym łańcuchu; jedynie „szlachecka” Polska i „kapitalistyczne” Czechy za wroga nr 1 uznały Trzecią Rzeszę, a z Sowietami zawarły przymierze. Józef Mackiewicz. O pewnej, ostatniej próbie i o zastrzelonym Bubnickim. Kultura, 1954

„[...] Vokiečių okupuotoje Rusijoje “vokiečių priešininkų“ buvo (duomenys iš kaimo): Leningrado sritis – 14 %; Ukraina 9 %; Krymas – 9 %; Donas ir Kubanas – 4 %; Šiaurės Kaukazas 4 ir tik Baltarusijoje - 20%. Miestuose šis procentas buvo šiek tiek didesnis, bet niekur neviršijo 50% (Leningrade 46%), tuo tarpu „bolševikų priešininkų“ skaičius siekė 51–87% gyventojų, o „abejingų“ – nedidelis procentas.

W r. 1950 powstał w Monachium rosyjski Instytutu Badania Historii i Kultury ZSRS. Od tego czasu, głównie staraniem jego założyciela i obecnego dyrektora B. A. Jakowlewa, Instytut rozrósł się w wielopiętrową (dosłownie) organizację, zatrudniająca licznych pracowników naukowych, głównie spośród drugiej emigracji rosyjskiej, tzn. przeważnie ludzi znających rzeczywistość sowiecką z własnego doświadczenia. Wśród wydawnictw Instytutu znalazłem jedną z najciekawszych rzeczy, jakie udało mi się czytać o drugiej wojnie światowej. Jest to studium Karowa o ruchu partyzanckim w Rosji w latach 1941-1945. Tym ciekawsze, że z wielu względów historia tego co się działo na terenie Rosji, okupowanej przez Niemców, należy do najbardziej drażliwych tematów w literaturze wojennej.
Muszę przy tej okazji powiedzieć, że im relacje są bardziej "suche", pozbawione literackiego zacięcia, tym lektura ich wydane mi się bardziej pasjonująca. Bo nie fantazja i talent, nie tendencja polityczna jest rzeczą najciekawszą w życiu, ale prawda. Praca p. Karowa, choć nie pozbawiona pewnej tendencji, jest sucha. A choć nie odsłania całej prawdy, odsłania spory jej rąbek.

Zwykle zaczyna się od początku, więc i ja tak chcę zacząć. To ważne, żebyś mnie zrozumiał i żebyś czytał ten tekst będąc w “moim” kontekście. Bo to nie będzie o podróży do Wilna, o tym, czy mi się to miasto podobało czy nie. Nie będzie to też tekst o zabytkach, pięknych, choć starych budynkach, kościołach czy byłym getcie wileńskim, po którym nie ostał się niemal żaden autentyczny ślad. Bo choć byłam tam i widziałam to wszystko, to nie było to celem mojej wizyty w tym litewskim mieście. Pojechałam tam, żeby “spotkać” Józefa Mackiewicza.

Początek… Zaczęło się od tego, że w czasie pandemii Covid-u Michał pożyczył mi książkę “Droga donikąd”. Nie będę szukała innych, przenośnych, bardziej szerokich początków. Nie o to chodzi. Chcę, żebyś wiedział, że się - nie boję się tak o tym mówić - w Mackiewiczu zakochałam. Od pierwszej książki minęły jakieś trzy lata, a ja wracam do tekstów i powieści, które wyszły spod jego pióra non stop. Od tamtej pory żadna książka nie wywarła na mnie takiego wrażenia, jak powieści Józefa M. Powieści nielicznych niestety, ale to nie szkodzi - wracam do nich ciągle i ciągle. Ostatnio również w formie audiobooków. Na szczęście są jeszcze listy i teksty publicystyczne, które czekają, żeby je poznać. Powoli powiększam moją kolekcję książek J.M. i z jakąś dziecinną radością patrzę na to, jak pięknie wyglądają na mojej półce.

Nie ma polskiej drogi do wyzwolenia
[...] „własna droga do wyzwolenia" spod komunistycznego panowania istnieć nie może, gdyż pojedynczy naród bloku komunistycznego nie jest w stanie wyzwolić się spod komunizmu o własnych siłach.
„O jakim fenomenie pan prawi?..."
[…]Mówią mi rodacy wzruszając ramionami: Wszystko stare, od wieków oklepane metody. O jaki komunizm panu znowu chodzi? Ani jeden w nim szczegół — powiadają — nie jest jakościowo oryginalny, ani nowy. Istotnie, powódź artykułów, opowiadań, książek, listów do redakcji wskazuje, że wszystko już było... W tym zgranym koncercie na pierwszego skrzypka wysuwany jest naturalnie Iwan Groźny, choć skrzypiec wtedy bodaj jeszcze nie skonstruowano.

[...]Michalas K. Pawlikowskis išgyveno didžiulį laikotarpį – nuo 1893 m. iki beveik trijų XX amžiaus ketvirčių.
[…] buvo: Minsko srities sūnus. […] tai buvo viena iš žemių, priklausančių unikaliam reiškiniui Europoje. Mat ji gulėjo specialioje juostoje nuo Ledinio vandenyno iki Juodosios jūros, kurioje viršutinis, valdantis gyventojų sluoksnis niekur nekalbėjo ta pačia kalba kaip apatinis sluoksnis.

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com