…Szczerość każdego pisarza mierzy się nie tylko tym, o czym pisze, ale i tym co przemilcza. Józef Mackiewicz. Niemiecki kompleks.  Kultura, 1956

To dobrze, że red. Mikołajczyk z Chicago nie zapomniał napisać wspomnienia o zmarłym w lipcu 2011 r. księciu-generale Janie Shalikashvili, którego pierwszym językiem był polski. O ile kariera wojskowa „Janka” jest przedstawiona dokładnie przez red. Mikołajczyka, o tyle jego życiorys jest wart uzupełnienia.
Zwłaszcza, że jest tak bardzo ciekawy, że warto się z nim zapoznać. W 1993 r. „Janek” został szefem połączonych sztabów wojsk amerykańskich. Czyli sprawował najwyższe stanowisko w wojsku. Przed mianowaniem jego kandydatura była mocno dyskutowana, bowiem był synem oficera SS. Przyjęto zasadę, że syn nie może odpowiadać za czyny ojca. I słusznie. Aczkolwiek historia ojca, jako „oficera SS” wymaga objaśnienia.

Nam wszystkim bez wyjątku – mówiącym po litewsku, polsku, rosyjsku, jidysz, białorusku i w innych językach obywatelom – dziś i w przyszłości Litwa powinna być najważniejsza. Bo to nasza Ojczyzna, bo to kraj naszego obywatelstwa.

Litwa ma dziś niełatwy okres i jest w potrzebie.  Ma więc prawo oczekiwać od nas - jako obywateli, jako swoich dzieci – wszechstronnego wsparcia, promocji oraz pracy na jej rzecz, a tym bardziej życzliwego słowa. Powyższe winno być dziś na planie pierwszym naszego myślenia i działania.

Nie znam w Polsce bardziej inteligentnego człowieka niż Janusz Korwin – Mikke. Również niezwykle spostrzegawczego, konsekwentnego w zwalczaniu wszelkich przekłamań i niestrudzonego propagatora ideologii liberalno – konserwatywnej, który chciałby, aby kraje postkomunistyczne, ich społeczeństwa żyłyby normalnym ludzkim życiem (?!).

Niestety, wyborcy w krajach postkomunistycznych stawiają na tych, co są do nich podobni. To dlatego w Polsce rządzą Komarowscy, Tuski, Sikorskie,  Kaczyńskie itd., itp. Podobnie zresztą jak u nas na Litwie.  Z tym tylko, że nie mamy w Wilnie ani jednego swego aktualnego Korwina – Mikke, którego nawet w najtrudniejszych chwilach humor nie opuszcza, co prawda coraz częściej  wisielczy.  Wspominać zaś o zasługach wileńskich historycznych Korwinów – nie czas i nie miejsce.

Szukanie prawdy przez naukę, teza prof. Andrzeja Białasa (Pauza nr. 127), jest „deską ratunku,” współczesnej cywilizacji, która  znajduje się na podwójnym rozwidleniu w naszych czasach.

Życie na emigracji to choroba. Według opinii w kraju, zwłaszcza gdy zwał się „PRL,” pobyt na emigracji na Zachodzie wówczas wydawał się „rajem,” bowiem emigranci żyli w kwitnącym kapitalizmie i demokracji zachodniej. Ale to było tylko złudzenie. Polityczna fala emigrantów po II wojnie światowej to byli głównie zdemobilizowani wojskowi i ich rodziny bez zawodów do życia w zaawansowanych gospodarkach. Bardzo mała część tej emigracji przytuliła się do różnego rodzaju polskich organizacji, gdzie miała jakiś mały dochód, ale i ciekawe życie, (choć na marginesie kraju osiedlenia i ówczesnej Polski), polegające na kultywowaniu sprawy polskiej na Zachodzie.  Wielce ofiarni byli premierzy, ministrowie, oficerowie, dyrektorzy umierali stopniowo w zapomnieniu. Nawet w III RP jest trudno o szacunek i kultywowanie pamięci o nich, bowiem ogarnął ten kraj kult super-konsumeryzmu i współczesnych celebrytów. Mimo, że Krajem rządzą historycy.

Otóż chcę napisać o wielkim wyjątku, jaki stanowi pani Maria Danilewicz-Zielińska (1907-2003) założycielka Biblioteki Polskiej w Londynie w czasie trwania II wojny światowej. 

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com