…My, Wilnianie…(…) Tuśmy wrośli od wieków, w tę Ziemię Wileńską i nikt jej obrazu z serca nam wyrwać nie jest w stanie. I po największej nawet burzy, ci z nas, co się ostali, zdrowi czy ranni, z okopów, lasu czy piwnic, z zagranicy, czy tylko z domu, wrócimy do swej ziemi i będziemy ją orać. Józef Mackiewicz. Gazeta Codzienna, 1939
WILNIANIE POZA LITWĄ
Dobrze służy naszemu imieniu
Jak co roku latem do Wilna przyjeżdżają ci, którzy z różnych przyczyn dziś mieszkają poza Litwą, a drogę życiową rozpoczynali w redakcji naszego pisma. A wśród nich - Beata Zaluza, znana naszym Czytelnikom ze swoich świetnych publikacji jako Beata Garnyte.
Dziś Beata Zaluza z małżonkiem Dariuszem i synem Dominikiem - Antonim mieszka w Warszawie.
Wychowując syna jednocześnie przygotowuje rozprawę doktorancką na wileński temat - "Język felietonów społeczno-obyczajowych "Słowa" wileńskiego", urywki z której niebawem opublikujemy na naszych łamach. Jest to już czwarta osoba, która w wyniku współpracy z naszym pismem, zdecydowała się na zdobycie tytułu naukowego.
Inf. wł.
Na zdjęciu: Beata Zaluza z rodziną w redakcji "NCz".
Nasz Czas 16/2004 (641)
Nasz Czas
WILNIANIE POZA LITWĄ
Wileńska aktywność
Przyjeżdżając co roku na wakacje do rodzinnego Wilna, Lucyna Targosz - Sławińska tradycyjnie odwiedza również redakcję "NCz", zabierając głos na naszych łamach, dzieląc się doświadczeniem nauczyciela plastyki, zdobytym w czasie studiów w Krakowie i pracy w gimnazjum w pobliskim mieście Dobczyce. Miniony rok był również dla niej niezwykle owocny - na zamówienie Muzeum Dobczyckiego Zamku Królewskiego wykonała obraz królowej Jadwigi, będący swego rodzaju repliką obrazu, przechowywanego we Lwowskiej Galerii Narodowej. Dziś obraz jest do obejrzenia w kaplicy zamkowej, gdzie przed wiekami bywała królowa Jadwiga.
Pozostały czas pochłaniała praca w gimnazjum oraz przygotowanie się do zdobycia tytułu nauczyciela najwyższej kwalifikacji - nauczyciela dyplomowanego, organizując z młodzieżą warsztaty plastyczne, plenery malarskie, wyjazdy do sal muzealnych Krakowa czy prace z uczniami w Izbie Regionalnej. Chętnie też wymieniłaby się, o ile byłaby ku temu okazja, doświadczeniem pracy pedagogicznej z nauczycielami wileńskimi.
W minionym roku przystąpiła do krakowskiego twórczego stowarzyszenia pedagogów "Inspiracja" oraz udziela się w zjednoczeniu dobczyckim, celem działalności którego jest aktywizacja i integracja lokalnego społeczeństwa.
Obecnie przygotowuje się do organizowanych przez gimnazjum dla gminy Dni Litwy , które odbędą się we wrześniu br., zawczasu wyszukując w Wilnie potrzebne ku temu materiały.
Za przykładem Lucyny Targosz - Sławińskiej zachęcamy innych wychowanków polskich szkół na Litwie, dziś mieszkających poza Litwą, poprzez nasze pismo dać znać o sobie.
Na zdjęciu: Lucyna Targosz - Sławińska z córką Dominiką, przed domem, gdzie mieszkał Juliusz Słowacki i Ferdynand Ruszczyc.
Nasz Czas 14/2004 (639)
Nasz Czas
WILNIANIE POZA LITWĄ
Niestrudzony Wilnianin
Przypominając sześćdziesiątą rocznicę zakończenia II wojny światowej, należy wspomnieć czyn weteranów wojennych pochodzących z terenów Wileńszczyzny, którzy wnieśli ogromny wkład w dzieło zwycięstwa nad III Rzeszą. Jednym z nich jest pan Czesław Sawicz, były akowiec i więzień sowieckich łagrów na "nieludzkiej ziemi".
-Pan przeżył bardzo ciekawe i niebezpieczne życie, czy mógłby pan krótko opowiedzieć o sobie?
-Urodziłem się 10 sierpnia 1926 roku w Wapienicy, powiat Święciany województwo wileńskie. Zostałem ochrzczony w kościele w Powiewiórce, w tym samym co i Józef Piłsudski. Po przyjeździe w roku 1928 do Wilna, zamieszkaliśmy przy ul. Kalwaryjskiej, numeru domu nie pamiętam. Było to naprzeciw rynku Kalwaryjskiego
Kiedy miałem pięć lat urodziła się moja siostra Danuta. Ojciec był krawcem przy koszarach 4 Pułku Ułanów, mama zajmowała się maleńką, a ja dzielnie pomagałem mamie przy robieniu zakupów. Dostawałem koszyk z kartką co mam kupić i pieniądze.
Kiedy rodzicom zaczęło się trochę lepiej powodzić, zmieniliśmy mieszkanie. W roku 1932 przeprowadziliśmy się na Starówkę. Zamieszkaliśmy przy ul. Bakszta nr domu 2, budynek rogowy ul. Bakszty i zaułka Łotoczek. Zajmowaliśmy dwa pokoje i kuchnię.
Byłem dzieckiem żywym, nie mogłem usiedzieć na jednym miejscu. Ciągle przychodziły mi do głowy jakieś psikusy i psoty. Było mnie wszędzie pełno, na wieżach kościelnych, cerkwiach, na dachach. Wraz z kilku kolegami z mego podwórka byliśmy zgraną paczką i razem robiliśmy wiele wypraw. W 1933 roku poszedłem do szkoły. Uczyć się leniłem, ale byłem dosyć zdolnym, toteż jakoś wykręcałem się z ciężkich zadań. Po szkole początkowej uczyłem się w zawodowej szkole technicznej.
Rozpoczęła się wojna, zmieniając całkowicie nasze życie i niszcząc nasze plany. Brałem udział w obronie Wilna na ul. Rossa. Za wiaduktem kolejowym wykopaliśmy rów w poprzek ulicy, za rowem ulicę zaminowaliśmy. Jeden czołg sowiecki, po rozstrzelaniu wartowników, pełniących wartę przy grobie serca Marszałka Józefa Piłsudskiego, ruszył w kierunku ul. Piwnej. Wykopany rów pokonał lekko i wjechał na wiadukt, tu mina rozerwała mu gąsienicę. Czołg zawisł nad torami. Rozpoczęliśmy walkę z załogą czołgu, w tym momencie zostaliśmy zaatakowani od tyłu, przez uzbrojonych, mających na rękawach czerwone opaski ludzi. Załodze nadeszła pomoc. Zaatakowani byliśmy z dwóch stron, musieliśmy więc uciekać. Następnie uczestniczyłem w zatapianiu broni z koszar saperów znajdujących się nad Wilenką. Potem, gdy już było zimno, pod pozorem, że łowimy rybę, wyciągaliśmy tę broń i konserwowaliśmy. Tak faktycznie od pierwszych dni wojny znajdowałem się w konspiracji.
Pewnego dnia dowiedziałem się, że moje dokumenty są podane do Arbaitsamtu i mogę być wysłany na roboty do Niemiec. Przez członków konspiracji moje dokumenty zostały stamtąd wydobyte, a ja po ukończeniu kursu języka niemieckiego, otrzymałem dokumenty Volksdeustcha na nazwisko Johan Horski syn Pawła i Izabeli z domu Gutman. ur. 10 sierpnia 1925r. w Poznaniu. Takie same lipowe dokumenty miało także kilku moich przyjaciół. Otrzymaliśmy skierowanie przez Arbaitsamt do "Bahnzugu". Niemieckie mundury kolejowe ułatwiały swobodne poruszanie się po terenie kolejowym. Miałem trasę: Wilno- Podbrodzie- Podstawy- Królewszczyzna. Czasem ładowałem do odprawianych pociągów butelki z benzyną z zapalnikiem zegarowym. To znów sypałem piasek do łożysk (panewek) wagonowych, co powodowało zapalenie się wagonu.
Nadal też, na własną rękę, bez wiedzy przełożonych, z grupą utworzoną w 1939 r. prowadziliśmy akcje w celu zdobywania broni. Po prostu okradaliśmy jadące na front pociągi niemieckie. Ja, mój przyjaciel Majewski, znaliśmy niemiecki więc w mundurach kolejarzy niemieckich, podchodziliśmy do konwojentów transportów wojskowych, prowadziliśmy rozmowy w celu odwrócenia uwagi. W tym czasie inni z naszej grupy- Kowalski, Turwid i Szczęsny oczyszczali wagony z broni, amunicji i sprzętu wojskowego. W kwietniu 1944 r. pierwszego dnia Wielkanocy, podczas takiej akcji nakryto nas. Po krótkiej wymianie strzałów Czesław Karwacki ps. "Kowalski" został zabity.
Widząc, że po ostatniej nieudanej próbie zdobycia broni na kolej już nie wrócę, znalazłem się w szeregach IV Brygady "Narocz". W składzie brygady brałem udział w wielu akcjach bojowych. W lipcu 1944 roku walczyłem pod Mejszagołą, a 13 lipca 1944 roku nasza brygada walczyła pod Girulami. Był to ciężki bój z silnym i bardzo dobrze uzbrojonym przeciwnikiem. Uratowało nas to, że nasz dowódca "Ronin" bardzo dobrze znał te tereny i w czas zdążył wycofać brygadę na linię starych okopów z I wojny światowej. Stamtąd, nawet po wielu próbach, Niemcom nie udało się odrzucić naszej brygady.
Po kilku dniach zostaliśmy rozbrojeni przez wojska sowieckie. Najpierw znajdowaliśmy się w obozie w Miednikach. Następnie zostaliśmy skierowani do Kaługi, gdzie był obóz dla żołnierzy Armii Krajowej. Przedstawiono mi oskarżenie o zdradę ojczyzny i dostałem 8 lat łagrów. Kierowano mnie z łagru do łagru, na całej przestrzeni Związku Sowieckiego. Na koniec, po 8 latach, wróciłem do rodziny, która w tym czasie już mieszkała w Olsztynie. W Polsce też nie powitano mnie zbyt ciepłe-w komendzie uzupełnień zostałem obezwany bandytą, ponieważ walczyłem w AK. Życie ułożyło się jednak nie najgorzej-ożeniłem się, mam dzieci.
-Pan teraz mieszka w Olsztynie, ale czasami pan przyjeżdża do Wilna. Czy Wilno mocno się zmieniło, w porównaniu z przedwojennym?
-Miasto rozbudowało się bardzo, aż trudno poznać, w szczególności byłe przedmieścia. Myślę, że to dlatego, iż Wilno jest stolicą. Gdy należało do Polski, tak się nie rozbudowywało; było to miasto wojewódzkie, ważne, ale nie mające takiego znaczenia jak stolica. Gdy po wojnie przyjechałem do Olsztyna, także było to miasto o wiele mniejsze niż teraz. Kżde miasto się rozbudowuje.
-Wiem, że pan jest autorem bardzo obszernej pracy pt. Los Polaków- Kresowiaków. Co pana pobudziło do napisania tej pracy?
-Pewnego razu gdy jechałem pociągiem, pasażer siedzący obok mnie spytał, czy nie pochodzę z Wilna i dlaczego w Wilnie jest ulica Sawicza (słyszał, że mam nazwisko Sawicz). Odpowiedziałem, że nie wiem. Po jakimś czasie otrzymałem paczkę od Czesława Sawicza- dziwne jest otrzymać paczkę od samego siebie. Jak się okazało mój pasażer, z którym rozmawiałem miał takie same imię i nazwisko jak ja. Przysłał mi drzewo genealogiczne rodu Sawiczów. Właśnie od tamtego czasu rozpocząłem pisać moją książkę o losach mojej rodziny, rodziny Piłsudskich, a także o moich przeżyciach wojennych, o działalności wileńskiego AK i gehennie łagrów sowieckich, przez które przeszedłem. Materiały do mojej pracy zbierałem około 40 lat-teraz moja praca liczy ponad tysiąc stron, zawiera wiele zdjęć. Na razie wydałem tę książkę w bardzo małym nakładzie-tylko dla najbliższych.
-Czy na terenie Polski jest dużo kombatantów pochodzących z Wileńszczyzny?
- Jestem prezesem Zarządu Wojewódzkiego Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Olsztynie i muszę powiedzieć, że większość członków SPKK w Olsztynie pochodzi z terenów Wileńszczyzny. Często się spotykamy, czasami jedziemy odwiedzać miejsca byłych walk. Prawie każdego roku przyjeżdżamy na uroczyste obchody bitwy pod Krawczunami- Nowosiołkami.
-Dziękuję za interesujący opis swych przeżyć wojennych i życzę powodzenia, a także jak najwięcej zdrowia.
Rozmowę prowadził Andrzej Tomaszewicz
Nasz Czas 11/2005 (661)
Nasz Czas
WILNIANIE POZA LITWĄ
Wilnianka laureatką
Wyniki VI Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego o "Lampkę Ignacego Łukasiewicza" 2005
Przed kilku dniami jury konkursu w składzie Marek Wawrzkiewicz - przewodniczący jury, poeta, prezes ZG ZLP, Jan Tulik - poeta, krytyk literacki, Wacław Turek - poeta, po zapoznaniu się z 294 utworami nadesłanymi przez 98 autorów z Polski oraz środowisk polonijnych z Australii, Belgii, Chorwacji, Litwy, Rumunii, Szwecji, USA, Węgier przyznało I miejsce Leokadii Komaiszko - z Belgii ( pochodzącej z Litwy z Ziemi Wileńskiej), II miejsce Rafałowi Jaworskiemu z Tych, III miejsce Halinie Kurek ze Zręcina.
Serdecznie pozdrawiamy laureatkę, dziękując za promocję w swojej twórczości naszej małej ojczyzny – Ziemi Wileńskiej. Poniżej zamieszczamy wiersz, któremu jury konkursu przyznało najwyższą ocenę.
(red)
--------------------------------------------------------------------------------
Leokadia Komaiszko
Na Wileńszczyźnie
Sierpień i wieczór. Rudy spasiony koń
na przednówku jesieni. W zroszonym
zapachu trawy - chcą opowiadać o sobie.
Mijam pełne jabłek Żwiniany. Stogi słomy.
Drewniane, wysłużone niejednemu pokoleniu domy.
Wysunął się księżyc. Jak wielka tarcza
pamięci. - I Syberię przeżyłam!- szepnęła
pochylona pani Marysia. - Te wygnania -
zesłania - to i Bóg nie wie, za co...Lecz tęsknota
za krajem dzieciństwa przemogła i dała powrócić!
Wiatr porozrzucał podsłuchaną komuś
muzykę. Potem znów się cisza leniwie
rozsiadła. Rudy koń się radośnie rozerżał.
Dziarsko kroczyła przez łąki pani Marysia.
Wraz z nią szedł wrzesień. Ciężka praca. I ukochanie Żwinian.
Teklany, Litwa, sierpień 2001
--------------------------------------------------------------------------------
Z opinii o wierszu "Na Wileńszczyźnie":
Super! Gratuluję miejsca i wiersza...jest piękny
..przednówek jesieni...cudownie wymyślone...
Zbyszek Sobota, Sydney, Australia
Nasz Czas 23/2005 (672)
Nasz Czas
WILNIANIE POZA LITWĄ
Gdańska skarbnica wiedzy
Rozmowa z Antonim Kakareką, kustoszem Oddziału Zbiorów Specjalnych Biblioteki Głównej Uniwersytetu Gdańskiego.
Nie muszę Pana przedstawiać naszym Czytelnikiem jako Wilnianina, ponieważ zamieścił Pan na naszych łamach kilka niezwykle interesujących publikacji dotyczących Wilna i Ziemi Wileńskiej. Jest Pan natomiast wieloletnim pracownikiem Biblioteki Głównej Uniwersytetu Gdańskiego, Oddziału Zbiorów Specjalnych. Proszę więc o kilka słów o Bibliotece i o swojej w niej pracy?
Biblioteka Główna Uniwersytetu Gdańskiego stanowi warsztat naukowy, dydaktyczny i edukacyjny dla pracowników i studentów tej uczelni, co sprawia, że profil jej zbiorów jest bardzo różnorodny i rozległy, obejmując wszystkie dyscypliny i kierunki reprezentowane na UG. Ogólna liczba zbiorów wynosi już sporo ponad milion jednostek czy pozycji, co - jak na niespełna trzydziestopięcioletnią historię Biblioteki (tyle lat bowiem w przyszłym roku będzie obchodził Uniwersytet Gdański) stanowi wcale pokaźny dorobek. Na dzień dzisiejszy (zresztą tak jak cały Uniwersytet) Biblioteka Główna nie posiada jeszcze jednego gmachu, lecz poszczególne obiekty biblioteczne (tzw. filie) porozrzucane po całym Trójmieście przy poszczególnych wydziałach Uczelni. Sytuacja powyższa zbliża się jednak już ku końcowi, gdyż w fazie finalnej jest budowa nowoczesnego, dużego gmachu Biblioteki, gdzie znajdą się już wszystkie jej dotychczasowe agendy. Aktualnie zaś znajdujemy się w Sopocie, w budynku, gdzie swoją siedzibę ma Dyrekcja Biblioteki (funkcję dyrektora naczelnego sprawuje mgr Urszula Sawicka) oraz tzw. działy merytoryczne (w tym mój macierzysty Oddział Zbiorów Specjalnych wraz ze swoją czytelnią i tzw. salą audiowizualną) a także wypożyczalnia i czytelnie (książek oraz czasopism) ukierunkowane głównie na studentów kierunków ekonomicznych i zarządzania, które to Wydziały posiadają swoje siedziby właśnie w Sopocie.
Oddział Zbiorów Specjalnych, którego już od przeszło dwudziestu dwóch lat jestem pracownikiem, gromadzi, opracowuje i udostępnia - po pierwsze - najstarszy i najcenniejszy księgozbiór, tzw. stare druki, tj. publikacje piśmiennicze wydane do r. 1800 oraz księgozbiór dziewiętnastowieczny, po drugie zaś inne formy piśmiennicze czy też wydawnicze : rękopisy, dokumenty życia społecznego, normy, kartografię, zbiory graficzne, pocztówki itp. oraz (bardzo zróżnicowane pod względem formy) zbiory, zawierające przekazy treściowe na innych nośnikach niż papier czyli w postaci: taśm i kaset magnetycznych, mikrofilmów i mikrofisz, płyt winylowych (tzw. czarnych), płyt CD. i CD.-ROM (tzw. zbiory elektroniczne), dyskietek komputerowych, kaset video i DVD. Nośników tych jest dużo i mam nadzieję, iż niczego nie pominąłem. Oddziałem kieruje mgr Gabriela Igielska, pracuje zaś w nim ogółem (łącznie z kierownikiem) 7 osób. To tak pokrótce i bardzo ogólnie o profilu Oddziału.
Tak się złożyło, iż w ciągu tych dwudziestu lat mojej pracy w Bibliotece, zwłaszcza zaś w okresie, gdy aktualny Oddział był sekcją i liczył tylko dwie osoby, opracowywałem wszystkie wymienione wcześniej rodzaje zbiorów, a opracowywanie wielu z nich zapoczątkowałem (łącznie ze sposobem opracowywania): stare druki, rękopisy, dokumenty życia społecznego (tzw. "solidarnościowe"), mikrofilmy i mikrofisze, kasety video (filmy), dokumenty elektroniczne. Przede wszystkim zaś, zgodnie zresztą z wykształceniem o profilu historyczno - archiwalnym, zajmuję się rękopisami i starymi drukami, a także dokumentami życia społecznego (tzw. "solidarnościowymi", na które jednak aktualnie nie starcza niestety czasu). Robię to wspólnie z moją młodą koleżanką, mgr Angeliką Dąbal i razem tworzymy nieformalną sekcję rękopiśmienniczo-starodruczną. Od pewnego momentu gros naszego czasu zajmuje opracowywanie olbrzymiej, a niezwykle ważnej dla badaczy regionu Pomorza i Kaszub, spuścizny rękopiśmiennej po profesorze Andrzeju Bukowskim (1911-1996), m.in. jednym z inicjatorów i współzałożycieli Uniwersytetu Gdańskiego.
Jakie miejsce w zbiorach Biblioteki UG zajmuje problematyka wileńska i w ogóle kresowa?
Miejsce zajmuje nawet pokaźne, zwłaszcza w zbiorze książkowym, szczególnie pozycje wydane dawniej, głównie w okresie międzywojennym i w wieku XIX, ale i okres po 1945 r. jest bogato reprezentowany, zwłaszcza pozycje ukazujące się w Polsce, ale również i druki tzw. emigracyjne. W naszym księgozbiorze starodrucznym posiadamy znaczny zbiór pozycji wydanych w oficynach wileńskich, począwszy od wieku szesnastego. Tutaj wymienię tylko parę ważniejszych pozycji: "Statut Wielkiego Xięstwa Litewskiego ..." w polskim przekładzie, wyd. w Wilnie w r. 1744 w Drukarni J.K.M. Akademickiey Societatis Jesu"; oprac. przez Macieja Dogiela "Codex diplomaticus Regni Poloniae et Magni Ducatus Lituaniae ...", wyd. w Wilnie w oficynie drukarskiej OO Pijarów (mamy tylko t. 1 i 4); również oprac. przez M. Dogiela zbiór dokumentów źródłowych, dotyczących granic Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego: "Limites Regni Poloniae et Magni Lituaniae ...", wyd. w Wilnie w r. 1758, również w drukarni pijarskiej; i na koniec tej małej prezentacji dziełko Bonifacego Stanisława Jundziłła, "Opisanie roślin w prowincyi W.X.L. naturalnie rosnących według układu Linneusza ..." wyd. w Wilnie u Pijarów.
Jaka jest dostępność tych bogatych zbiorów, również np. z odległości Wilna i Wileńszczyzny?
Zasadniczym celem każdej biblioteki, w tym i naszej, jest nie tylko gromadzenie i ochrona swoich zbiorów, ale również (o ile nie przede wszystkim) udzielanie informacji o nich i ich udostępnianie. Nasza Biblioteka służy przede wszystkim pracownikom i studentom UG, ale jest zarazem biblioteką publiczną i z jej zbiorów może korzystać (zwłaszcza na miejscu, w czytelniach) każdy. Stare druki udostępniamy (tylko na miejscu, w czytelni zbiorów specjalnych) przede wszystkim dla pracowników nauki i studentów na podstawie zaświadczeń czy skierowań od promotorów, zakładów i instytucji naukowych itp. W przyszłości, po przeprowadzce do nowego gmachu, stopniowo dostępność ta będzie większa. W zamierzeniach bowiem Dyrekcji Biblioteki jest stworzenie ( z biegiem czasu) możliwości korzystania z naszych zbiorów za pośrednictwem internetu, nie tylko w postaci informacji katalogowej o nich (co można uczynić już dzisiaj), ale również wnikanie w ich zawartość, dzięki technologii skanowania. Ale to jest jeszcze przyszłość. Już teraz jednak - jak już wspomniałem - również z perspektywy Wilna (czy w ogóle Litwy i innych państw) można poprzez internet dowiedzieć się o tym, co Biblioteka posiada. Wystarczy tylko wejść na naszą stronę internetową. A oto jej adres: www.bg.univ.gda.pl./library.
Czy dociera do Biblioteki Uniwersyteckiej w Gdańsku aktualna polska produkcja wydawnicza, ukazująca się w Wilnie: prasa, periodyki, książki, broszury. Jaka jest możliwość współpracy z Biblioteką w tej sferze?
Na razie docierają bardzo sporadycznie. Kwestia informacji i nawiązania kontaktu. Mam nadzieję, iż po wizycie Pana Redaktora w Bibliotece, przynajmniej "Nasz czas" i jego wydawnictwa książkowe oraz broszury, będą stale zasilać zasoby naszej Biblioteki. Ta oferta ze strony redakcji "Naszego Czasu", którą przekazałem koleżankom kierowniczkom Oddziału Gromadzenia, mgr Teresie Bohdanowicz i Oddziału Czasopism, mgr Marii Burzyńskiej - Felińskiej została przyjęta bardzo życzliwie. Do zbiorów Bibliotecznych już zostały przekazane trzy egzemplarze "Informatora Wileńskiego". Obecność aktualnej literatury wileńskiej w Bibliotece Głównej UG jest o tyle ważna, iż na Uniwersytecie, na poszczególnych kierunkach wiele osób (zarówno pracownicy jak i studenci) tąż problematyką się zajmuje. O ile chodzi o współpracę - Biblioteka Uniwersytecka jest zawsze otwarta na kontakty i współpracę "wileńską".
A jak wygląda gromadzenie dorobku piśmiennictwa wileńskiego i w ogóle problematyki dotyczącej Wilna, Wileńszczyzny i innych obszarów dawnych Kresów Wschodnich, w skali ogólnopolskiej?
O ile się orientuję, to sporo czyni w tym zakresie Biblioteka Główna Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (ze zrozumiałych względów, jako że Uniwersytet Toruński powstał w głównej mierze na bazie kadry profesorskiej i naukowej wileńskiego USB) oraz ośrodek białostocki, tj. Książnica Podlaska im. Łukasza Górnickiego i Biblioteka Uniwersytecka im. Jerzego Giedroycia.
Co według Pana należy, co można zrobić, by zachować dla potomnych, ocalałe jeszcze (po różnych, nieraz bardzo burzliwych, kolejach losu) dziedzictwo piśmiennicze dawnych ziem kresowych Pierwszej Rzeczypospolitej?
Przede wszystkim zbierać informację, gdzie co się znajduje i możliwie (choćby w formie reprodukowanej) gromadzić w profesjonalnych ośrodkach dokumentacyjnych. To, co zamierza robić zainspirowana przez Pana Fundacja Zbiory Wileńskie. Dużo by można na ten temat powiedzieć. Poruszę tylko niektóre kwestie. Po pierwsze konieczna jest współpraca i pewna koordynacja działalności w tej mierze między poszczególnymi ośrodkami dokumentacyjnymi (bibliotecznymi, muzealnymi, prywatnymi itd.), które problematyką wileńsko-kresową się zajmują. Po drugie: ważna jest kwestia odpowiedniego zabezpieczenia i konserwacja tych zbiorów, znajdujących się w różnych miejscach. Wiele z nich nosi na sobie ząb czasu i losów dziejowych i należy coś zrobić dla ich zachowania dla potomnych. Po trzecie: w kontekście tego, co już powiedziałem, wydaje mi się iż koniecznym jest i należy o tym myśleć, powołanie internetowej bazy elektronicznej, zawierającej zarówno możliwie pełną informację o zbiorach, lecz również i zawartość treściową tychże, posługując się technologią skanowania.
Wkład Polaków wileńskich, rozsianych po całym świecie (wziąwszy przykładowo kadrę profesorską i naukową międzywojennego Uniwersytetu Stefana Batorego) w różnych dziedzinach nauki, kultury, życia społecznego, gospodarczego i ekonomicznego oraz techniki jest znaczny. Co należy, Pana zdaniem, zrobić dla jego udokumentowania i rozpowszechnienia?
Pytanie to ściśle koresponduje z poprzednim. Przede wszystkim należy gromadzić wszelką dokumentację, dotyczącą Wilnian (w szerokim oczywiście rozumieniu tego pojęcia), zwłaszcza tych, którzy w różnych miejscach świata, zaznaczyli swoją obecność. Po drugie: wydawać ich dzieła, pisma, pamiętniki; publikować zgromadzoną dokumentację w formie wydawnictw źródłowych. Po trzecie: w różnych ośrodkach naukowych stwarzać "atmosferę" dla powstania prac magisterskich, doktorskich, habilitacyjnych i innych naukowych, dotyczących poszczególnych postaci, a następnie je wydawać.
Jak Pan, urodzony w Wilnie, mieszkający już długie lata w Gdańsku, radzi sobie z tym dualizmem?
Właśnie! Rzeczywiście ten swoisty dualizm cały czas odczuwam. Wilno, gdzie się urodziłem (100 m od Ostrej Bramy) i okolice Dziewieniszek, gdzie spędziłem wczesne dzieciństwo i skąd pochodzą moi Rodzice, dziadkowie itd., to moja Ojczyzna - ziemia rodzinna, która (zarazem) we mnie stanowi jedność i jedno z moją polską świadomością. To temat na dłuższą refleksję i to nie tylko w kontekście mojej osoby. Jako historyk ten dualizm odczuwam też szerzej, odczuwam też i boleśnie, bo przecież (gdyby nie zło obecne również w procesie dziejowym) historia w pewnym momencie mogła się potoczyć zupełnie normalnie, bez żadnego uszczerbku i dla osób używających na codzień języka litewskiego, i dla osób mówiących na codzień po polsku, czy białorusku czy też ukraińsku, zachowując zaś całe wspólne (przecież) kilkusetletnie dziedzictwo kulturowe. Przerwanie tego dziedzictwa spowodowało, moim zdaniem, powstanie stanu pewnej "schizofrenii" w świadomości (również historycznej) wszystkich "spadkobierców" dawnej Rzeczypospolitej. Żebym był dobrze zrozumiany, nie chodzi mi tutaj o to (bo to jest też i niemożliwe) o odtworzenie bezpośrednie dawnej rzeczywistości, nie wchodzi się nigdy przecież do tej samej wody w rzece, z drugiej jednak strony rzeka pozostaje ta sama. Osobiście taki stan schizofrenii, o którym wspomniałem, dostrzegam. Trwanie zaś w takim stanie nigdy nie jest zdrowe i tylko pogłębia jeszcze bardziej różne patologiczne zachowania .Naturalnym odruchem powinno być wychodzenie z tego stanu. To są takie moje prywatne, osobiste refleksje, snute na płaszczyźnie li tylko aksjologiczno-historiozoficznej. Wracając zaś do tego dualizmu z Pańskiego pytania, to niektórzy mówią, że taki stan psychiczny może powodować bogaty rozwój osobowościowy. Nie mnie oceniać to z mojej perspektywy, ale dobrze by było, żeby tak było.
Dziękuję za rozmowę i życzliwe przyjęcie, połączone z pokazem Biblioteki oraz jej cennych książek.
Rozmawiał R. Maciejkianiec
Nasz Czas 19/2004 (644)
Nasz Czas
Odwiedza nas 92 gości oraz 0 użytkowników.