W nowej placówce Muzeum Narodowego Litwy „Istorijų namai” w grudniu roku 2022 została otwarta wystawa pt. „Aš esu vilnietis“ (Jestem wilnianinem), nawiązująca do 700. lecia stolicy Litwy, Wilna z podtytułem „Apie Vilnių ir jį kūrusius žmones”(O Wilnie i ludziach, którzy je tworzyli).
Jest to, jak nam się zdaje (niech zawodowi historycy nas poprawią) kolejny projekt w postaci spłyconej historii, rozliczony na tani poklask nierozeznanego widza, jak też do celów zabawy dla dzieci i młodzieży, nie pozostawiając głębszego śladu w ich chłonnych umysłach, albo, co gorzej, ugruntowując obraz wypaczony. Bowiem zawiera elementy manipulowania faktami historycznymi na potrzebę aktualnych wydarzeń i polityki, co dla Domu Historii, naszym zdaniem, robić nie wypada, pamiętając, iż „jeśli się nie zna historii, pozostaje zawsze dzieckiem” (Cyceron).
Na tle całości wystawy wyróżniają się dwa jej rozdziały – „Vilnius Rusijos imperijos gniaužtuose” (Wilno w uścisku Imperium Rosyjskiego) i, najbardziej obszerny, uwieńczony ogromnym popiersiem J. Piłsudskiego - „Vilnius Lenkijos valstybės sudetyje” (Wilno w składzie państwa polskiego).
Tylko z tytułów, krojących słuch i oko wynika, iż dwie okupacje Wilna są traktowane bardzo różnie i nie trudno się domyśleć, iż ma na to wpływ krwawa okupacja części Ukrainy przez wojska post sowieckie oraz chęć upodobania się sąsiedniej Polsce. O ile szeregowy niewykształcony obywatel może sobie pozwolić cara, Stalina i Putina ustawiać w jednym szeregu, to „Dom Historii”, po prostu nie ma prawa na takie manipulacje.
Wczytując się w treści wyróżniających się plakatów dowiadujemy się też, iż w „czasach carskich”, kiedy to stolica Litwy, będąca trzecim co do wielkości miastem Imperium, z intensywnie rozwijającymi się od drugiej połowy XIX w. przemysłem i handlem była zaledwie niemrawym ośrodkiem prowincjonalnym. Natomiast w okresie międzywojennym, kiedy to Wilno w sposób nieznany i bliżej nieokreślony znalazło się w składzie Polski - stało się prężnym centrum polityki, oświaty i kultury. Chociaż było akurat na odwrót.
Powszechnie znany jest dla przykładu fakt, iż zarobione przez Petrasa Vileišisa w carskiej Rosji pieniądze w decydującym stopniu przyczyniły się do odzyskania przez Litwę niepodległości w roku 1918, co w okresie międzywojennej okupacji polskiej byłoby nie do pomyślenia.
I traktując fakty historyczne z całą powagą i pieczołowitością, jak to czynią inne narody i państwa demokratyczne, wypadałoby Putina ustawiać nie obok cara, a obok Piłsudskiego. Nie bez powodu przez wiele lat swojej działalności redaktor paryskiej „Kultury” Jerzy Giedroyć nieustanie podkreślał i nawoływał społeczeństwa Polski i Litwy do układania jak najlepszych stosunków z Ukrainą i Białorusią, bo […]Niepodległa Ukraina jest dla naszej przyszłości ważniejsza niż przystąpienie do NATO. Bo bez Ukrainy Rosja nigdy nie będzie państwem imperialnym. Tymczasem społeczeństwo polskie prezentuje światu, gdzie może, anty ukraińskie fobie. Jest to zanik instynktu państwowego” (Jerzy Giedroyć. Polityka, 1999).
Dla Putina bez Ukrainy i dla Piłsudskiego bez ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego kończyły się mrzonki imperialne, a dlatego oba sięgnęli po konflikt zbrojny, okupację i prześladowania nie tylko na okupowanych terytoriach, a też każdej opozycji, nie wyłączając najbardziej wyrafinowanych sposobów.
***
Zresztą, jak można zaobserwować, w Polsce wolno się toczy proces detronizacji J. Piłsudzkiego, który zostawił po sobie niezwykle szkodliwy ślad w historii naszego regionu i świata, ratując przed ponad stu laty krwawe rządy bolszewików przed ich upadkiem. Dziś w walce z pozostałościami bolszewii tysiące Ukraińców płacą życiem własnym. Szkoda, że historycy „Domu Historii” o tym jeszcze nie wiedzą i uroczyście wystawiając jego popiersie, poniżająco schlebiają, iż okupacja Wilna, przyniosła dla stolicy Litwy niezwykły rozkwit.
Ryšard Maceikianec
Na zdjęciu: jeden z eksponatów wystawy, dzieło (1843) wilnianina Tadeusza Goreckiego (1825 – 1868), zięcia Adama Mickiewicza.