„[...] ale zawsze byłem kotem, który chodzi własnymi
drogami. Reprezentuję tylko samego siebie [...].1)
J. Giedroyc
Sylwetki tego niezwykłego człowieka chyba nie trzeba nikomu bliżej przedstawiać. Jego osoba i działalność, którą prowadził przez ponad pół wieku, są doskonale znane. Napisano o nim i jego dorobku wiele. I jeszcze przez wiele lat badacze będą przetrząsać archiwum pozostawione w Maisons-Laffitte, od czerwca pozbawione ostatniego świadka tego heroicznego okresu. Ja chciałabym spojrzeć na Litwę oczami Redaktora. Człowieka, który na długo przed wszystkimi dostrzegł rolę, jaką powinna ona odgrywać w powojennej historii Europy Wschodniej.
Z państwem, które jest przedmiotem niniejszej konferencji, łączyły go korznie. Pochodził z Litwy. Urodził się w Mińsku Litewskim - na to nie miał wpływu, uwielbiał kuchnię litewską- z wyboru, jako polski działacz emigracyjny walczył o niepodległe państwo litewskie i zwrot Wilna - z przekonania i czystego realizmu politycznego. Wszak sam o sobie mówił: „jestem zwierzęciem politycznym..."
„Kultura" założona w 1946 roku wskazywała rodakom najlepsze rozwiązania, i właściwą drogę w skomplikowanej rzeczywistości, w jakiej znalazła się Polska po II wojnie światowej. Nie bano się na łamach miesięcznika poruszania tematów trudnych, niepopularnych w społeczeństwie, chwilami wręcz bole¬snych. Do takich niewątpliwie należał problem zwrotu Wilna oraz konieczność normalizacji stosunków z państwami sąsiadującymi z Polską na wschodzie. „Doszliśmy więc do przekonania, że rola Polski na Wschodzie jest nadal ogromna, ale inna niż by to wynikało z koncepcji jagiellońskich 2) - powiedział Redaktor w wywiadzie udzielonym Markowi Zielińskiemu w 1989 roku.
Na konferencji w Jałcie mocarstwa zadecydowały, iż wschodnia granica państwa polskiego będzie przebiegała na linii Curzona. Polska straciła w ten sposób swe wschodnie tereny. Dla ludzi, którzy w jakikolwiek sposób byli związani z Kresami, był to wstrząs. Bardzo długo nie chciano przyjąć do wiadomości, że utracono te tereny nieodwracalnie. Uparcie wierzono, iż Wilno kiedyś wróci do Polski. Giedroyc w swoim miesięczniku już na początku lat 50., powiedział głośno to, o czym inni nie śmieli nawet myśleć - że Wilno powinno należeć do niepodległej Litwy. Do Jerzego Stempowskiego tak pisał w 1959 roku:
„Przede wszystkim Niemcy ciągle mają nadzieję, że uda im się przehandlować ziemie zachodnie za Lwów i Wilno. Te złudzenia trzeba rozwiać. Sprawa granic wszystkim dokuczyła, ale trzeba ją jakoś załatwić. Tym bardziej, że jest to spór właściwie »dęty«. Dużo krzyku, ale nikt specjalnie z Niemców nie ma ochoty wracać do Wrocławia, tak jak Polacy krzyczący o Lwowie i Wilnie też tam praktycznie nie pojadą, gdyby były możliwości".3)
W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" w 1996 roku tak Redaktor mówił o tamtej decyzji:
„Wysunęliśmy np. bardzo wcześnie sprawę [...] Wilna. Uważałem, że trzeba - mimo wszelkich osobistych dramatów i sentymentów oddać to Litwinom [...] dla normalizacji wzajemnych stosunków".4)
W rozmowie z Barbarą Toruńczyk w 1980 roku oświadczył:
„Wyraźnie żeśmy postawili, że - czy nam się podoba, czy nie - Wilno musi być litewskie [...] i że powinniśmy to uznać, pójść na to dla normalizacji stosunków z tymi narodami. Zagadnienie tych stosunków było wtedy pierwszoplanowym. Nie mówiąc już o punkcie widzenia czysto realistycznym. Zresztą obserwowałem to trochę po sobie. Ja jestem z Mińska Litewskiego. Mińsk był dla mnie, no moją »bliższą ojczyzną« [...]. To już została kwestia sentymentu, tak że najwyżej możemy dzisiaj myśleć - przy ułożeniu sobie stosunków czy z Litwą [...] - o zapewnieniu sobie jakiejś autonomii kulturalnej, zachowaniu zabytków polskości, podkreśleniu, że te paręset lat jest jednak wspólna historia tych narodów z Polską, ale to jest wszystko co możemy zrobić" 5)
„Aby naszą politykę oprzeć na nowych podstawach i nie być posądzonym o imperializm trzeba było zdecydować się na ofiary. Nie ma wielkiej, długofalowej polityki bez ofiar - powiedział Redaktor. Dlatego też nasz zespół od razu zdecydował się, jeszcze w 1949 roku, iż Wilno i Lwów są dla Polski stracone. Jeżeli chcemy znormalizować nasze stosunki z Litwą i z Ukrainą, to z tych miast musimy zrezygnować. Musimy zrezygnować z rewindykacji tych ziem nawet po zmianie sytuacji. Tym się różniliśmy od reszty emigracji, która sprawę utraconych ziem chce odłożyć do czasu odzyskania niepodległości przez Polskę. My uważamy przeciwnie, że trzeba to jasno i uczciwie już teraz postawić. Dlatego że dopiero jasne postawienie dzisiaj może wzbudzić chociażby częściowo zaufanie tych narodów. Ta polityka, moim zdaniem, okazała się słuszna”. 6)
Wysunięta przez Giedroyciowe pismo koncepcja pogodzenia się z utratą Wilna od razu napotkała wielkie sprzeciwy. Protestowała zwłaszcza emigracja, która w większości była związana z tymi terenami, jeśli nie pochodzeniem, to sentymentem. „Przestrzegano nas też - wspominał w jednym z wywiadów Redaktor - że zostaniemy przez opinię emigracyjną całkowicie zniszczeni. To jednak nie nastąpiło, przeciwnie zgodzono się z naszym stanowiskiem i w mniejszym czy większym stopniu wielu zostało przekonanych do zmiany".7) W liście do Pawła Hostowca pisanego pod koniec lat 50. czytamy uwagę Redaktora: „[...] a my (jak dotąd) nie straciliśmy, lansując choćby sprawę przesądzenia Wilna i Lwowa".8) „[...] gdy Polska zrezygnowała ze Lwowa i Wilna - rzecz bardzo bolesna w sensie narodowym, ale niezbędna dla istnienia państwa i normalizacji stosunków w tej części Europy".9) Polskie społeczeństwo przez długie lata wierzyło w rewizję wschodniej granicy kraju. Redaktor nie miał złudzeń. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie będzie żadnych zmian, że z zaistniałą sytuacją pozostało się już tylko pogodzić, w imię dobrych stosunków sąsiedzkich.
„Trzeba sobie wreszcie powiedzieć, że wschodnia granica Polski jest niewzruszalna i nie należy podtrzymywać rozmaitych tendencji i enuncjacji - niezależnych czy społecznych o powrocie Lwowa i Wilna. To nam ogromnie szkodzi, jeśli idzie o Litwę. Wzbudzamy ciągle niepokój czy podejrzenie, że chcemy zmienić status quo [...]".10)
„Jestem realistą. Moje postulaty są wynikiem zimnej analizy. Najbardziej pasjonuje mnie polska polityka wschodnia i normalizacja stosunków z naszymi wschodnimi sąsiadami. To się pomału spełnia. A przecież kiedy stawiałem te kwestie, wszyscy uważali, że to utopia. Tymczasem wystarczyło chłodno prześledzić sytuację Związku Sowieckiego, by dojść do wniosku, że jest to imperium, które musi się rozpaść ze względu na wielonarodowość właśnie. [...]. Jasne było też, że tego rodzaju polityka wymaga ofiar i ustępstw. Dlatego swego czasu wysunęliśmy postulat, by Polacy raz na zawsze zrezygnowali z roszczeń do Wilna i Lwowa. To była ciężka decyzja, bo wiemy, jaką rolę odgrywały te miasta w życiu Polski. Jednak był to niezbędny warunek normali¬zacji stosunków z Litwą i Ukrainą. Trzeba było zdać sobie sprawę, że sentymenty nie są najważniejsze". 11)
Rozwiązanie problemu Wilna, i to na korzyść Litwinów, było, zdaniem Jerzego Giedroycia, pierwszym krokiem do normalizacji stosunków między tymi dwoma narodami. Na pytanie Krzysztofa Masłonia „Co w polskiej polityce wschodniej, której zręby próbował kształtować w »Kulturze« Redaktor, powinno być pryncypialne?" ten odpowiedział:
„Jeśli chcemy mieć z tymi krajami [Ukrainą, Litwą, Białorusią - przyp. aut.] normalne stosunki, musimy traktować je jako równorzędnych partnerów. 12) [...] Nasza koncepcja normalizacji stosunków z naszymi sąsiadami, przy jednoczesnej rezygnacji z ziem wschodnich, wynikła zresztą z pewnego realizmu. Bo jeżeli przyjmiemy, że sytuacja się zmieni, że Związek Sowiecki się zawali, to kim będziemy kolonizować czy polonizować Wileńszczyznę? Małopolską? Czy będziemy wysiedlali lub wyrzynali miliony ludzi tam mieszkających? To absurd, zupełnie wykluczone. Tam zaszły zmiany nieodwracalne, takie same zresztą, jakie można zaobserwować na ziemiach przyłączonych do Polski".13)
W niepodległym państwie litewskim widział Redaktor warunek bezpieczeń¬stwa Polski po II wojnie światowej, podstawę ochrony przed zagrożeniem ze strony Związku Radzieckiego.
„Zachowanie niepodległości Litwy, Ukrainy, Słowacji i Białorusi ma dla Polski znaczenie strategiczne. Gdyby wszystkie te kraje znalazły się z powrotem w orbicie wpływów rosyjskich, Polska byłaby ponownie uchwycona w kleszcze ze wschodu, południa i północy".14)
Niestety nikt w kraju nie słuchał dobrych rad nadchodzących z Maisons Laffitte. Nic zatem dziwnego, że nawet w 1999 roku Jerzy Giedroyc za najbardziej zaniedbaną przez Polskę uważał jej politykę wobec wschodnich sąsiadów. „Najważniejsza jest kwestia naszej polityki wschodniej - powiedział w jednym z wywiadów. Musimy pamiętać, że suwerenne kraje bałtyckie [...] są gwarancją naszej niepodległości".15) Co gorsza, nawet pod koniec lat 90. ubiegłego wieku bardzo surowo oceniał on większość dokonań rządzących wobec Litwy, gdzie za wzór poprawności polityki wobec naszych sąsiadów ze wschodu stawiał poglądy Londyńczyka.
„Z poglądów wypracowanych przez Mieroszewskiego jeszcze przed 1956 rokiem, choć zy¬skały one kształt ostateczny znacznie później, za najważniejsze uważam te, które dotyczą Ukrainy, Białorusi i Litwy, »obszaru ULB«. Zachowały one pełną aktualność, gdyż zakładały, że te kraje staną się niepodległe i że Polska będzie musiała ułożyć sobie z nimi stosunki na zasadzie równo¬ści. Wymóg ten musi być stale przypominany, gdyż Polska klasa polityczna jako całość nie przyjęła go jeszcze w pełni do świadomości. Konsekwencją tego jest stosunek do mniejszości narodo¬wych żyjących w Polsce". 16)
Ten newralgiczny punkt na arenie wzajemnych stosunków budził wielki nie¬pokój Redaktora. Jak najszybsze znalezienie rozwiązania tego problemu było dla Giedroycia priorytetowe.
„[...] wystarczy przypomnieć traktowanie przez nasze władze cywilne i kościelne mniejszości litewskiej i mniejszości prawosławnej. Uważa się niekiedy, że ponieważ są to zbiorowości niezbyt liczne, więc sprawa jest nieważna. Nie rozumie się, lub nie chce się zrozumieć, że ich liczebność nie ma tu nic do rzeczy. Nasi sąsiedzi wyciągają wnioski o naszym do nich stosunku z polityki jaka prowadzimy wobec ich mniejszości u nas".17)
Na pytanie Leny Kaletowej „Dlaczego pan tak wielką wagę przywiązuje spraw mniejszości?" Giedroyc odpowiedział:
„[...) zatruwa nasze stosunki z sąsiadami szczególnie na wschodzie nasz stosunek do mniejszości. Jest taki sam jak do sąsiadujących z nami narodów: pełen pogardy, wyniosłości i niewiedzy [...]”.18)
Paryski Książę swoimi poglądami zawsze wybiegał w przyszłość. Jego polityka, linia, której się trzymał przez te wszystkie lata, nigdy nie straciła na aktualności. Na Polskę z odległej Francji patrzył bardzo uważnie, z wielkim zaniepokojeniem. Jako wytrawny polityk i baczny obserwator wiedział, że Polska ma szansę odegrać dużą rolę w Europie. Ma szansę, ale pod kilkoma warunkami.
„Jesteśmy - i powtarzam to do złudzenia - sprzęgłem między Wschodem i Zachodem. I tę rolę, bardzo wielką rolę, możemy i powinniśmy odegrać".19)
„[...]mamy dziś przecież niespotykaną koniunkturę, która jest całkowicie niewykorzystana. Polska ma możliwości odegrania wielkiej roli na Wschodzie i w Środkowej Europie. Tymczasem robi się absolutnie wszystko, aby te możliwości przekreślić i zaprzepaścić. Sprawą dla mnie najważniejszą jest dziś możliwie jak najszybsza normalizacja stosunków z Litwą i z krajami bałtyckimi".20)
„Polacy muszą zrozumieć, że nasza pozycja w Europie będzie zależała od naszej pozycji na Wschodzie. [...]. I tylko wówczas nasza pozycja na Zachodzie będzie silna".21) - mawiał. „Bo stosunki z Ukrainą, Białorusią i państwami bałtyckimi będą określać naszą rangę w Europie. Tymczasem niewiele się w tej dziedzinie robi".22)
W przedstawionym przeze mnie referacie zasygnalizowałam jedynie naj¬ważniejsze problemy, jakie widział Giedroyc, w polsko-litewskich stosunkach. Akceptacja utraty Wilna, normalizacja stosunków ze wschodnim sąsiadem, małe zainteresowania władz polskich mniejszością litewską w Polsce te kwestie żywo interesowały Redaktora. Radził nam najpierw spojrzeć na Wschód. W kierunku zgody wystarczy wyciągnąć rękę, a reszta będzie łatwiejsza.
„A czemu nie zorganizować wyścigu rowerowego? Na Zachodzie na przykład we Francji nie¬zmiennym sukcesem cieszy się Tour de France, impreza kolarska, w której biorą przecież udział nie tylko Francuzi. Czy nie można by zorganizować podobnego wyścigu z Kijowa do Warszawy albo na przykład Warszawa, Kijów, Wilno? To się doskonale opłaca i wcale nie wymaga subwen¬cji. Taka impreza może zarobić sama na siebie. Potrzebna tylko inicjatywa".23)
Przypisy:
1) A. Garlicki, Nie wyprowadzam się z Polski, „Polityka" 1994, nr 17.
2) M. Zieliński, Droga na Wschód, „Więź" 1989, nr 10.
3) J. Giedroyc, J. Stempowski, Listy 1946 - 1969, cz. 2, wyb., wstęp i przypisy A. S. Kowalczyk, Warszawa 1998, s. 96.
4) M. Łukasiewicz, E. Sawicka, Prawda w oczy, groch o ścianę, „Rzeczpospolita" 1996, nr 41.
5) B. Toruńczyk, Wciąż żyjemy pod tym namiotem, „Gazeta Wyborcza" 2000, nr 221.
6 M. Zieliński, op. cit.
7) Ibidem.
8) J. Giedroyc, J. Stempowski, op. cit.
9) L. Szaruga, J. Szwedowska, Położenie nacisku na sprawy kultury, (w:] L. Szaruga, Przestrzeń, spotkania. Eseje o „Kulturze" paryskiej, Lublin 2001, s. 15.
10) E. Polak, Polską rządzą królewięta, „Spotkania" 1991, nr 41.
11) K. Burnetko, III Rzeczpospolita oczami realisty, „Tygodnik Powszechny" 1998, nr 3.
12) K. Masłoń, Sto lat polskiego losu, „Rzeczpospolita" 1999, nr 305.
13) M. Zieliński, op. cit.
14) W odpowiedzi prezesowi Wspólnoty Polskiej. Jerzy Giedroyc i Jan Nowak-Jeziorański, „Gazeta Wyborcza" 1999, nr 228.
15) K. Masłoń, op. cit.
16) Polak zachodni, „Polityka" 1999, nr 47.
17) Ibidem.
18) L. Kaletowa, Instynkt państwowy, „Polityka" 1999, nr 35.
19) A. Garlicki, op. cit.
20) Dlaczego nie przyjechałem do Polski? Doktorat honoris causa dla Jerzego Giedroycia, „Gazeta Wyborcza" 1991, nr 262.
21) L. Kaletowa, op. cit.
22) J. Karkowska, Recepta na dobre pismo, „Rzeczpospolita" 1999, nr. 106.
23 B. Tumiłowicz, Orzeł z tryzubem, „Przegląd Tygodniowy" 1997, nr 30.
Na podstawie: Ostatni obywatele Wielkiego Księstwa Litewskiego. Redaktorzy Tadeusz Bubnicki i Krzysztof Stępniak. Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie – Skłodowskiej, Lublin 2005.