W dniu 6 maja br. przed Sejmem RL odbył się mityng protestu, hasłem wywoławczym którego była przede wszystkim obrona języka litewskiego. Ale był on też wyrazem poparcia państwowości i terytorialnej nienaruszalności Litwy. Powodem temu stały się projekty ustaw, zgłoszonych przez postkomunistyczną socjaldemokrację oraz tzw. frakcje tomaševskich, mające na celu wprowadzenie do obiegu, a tym samym i do alfabetu języka litewskiego dodatkowych liter, aby móc pisać imiona i nazwiska oraz nazwy miejscowości na Litwie tak jak w Polsce.
Temat ten od dłuższego czasu przedstawiany w propagandowo wypaczonym świetle, pozwala skutecznie pogłębiać podziały i na potrzeby tzw. partii tomaševskich izolować polskojęzyczną ludność wobec reszty społeczeństwa Litwy. Warto odnotować, że projekt ustawy w imieniu postkomunistycznej socjaldemokracji przygotował G. Kirkilas, człowiek bez skrupułów i zasad moralnych, który będąc premierem oszukał władze Uniwersytetu Wileńskiego i bezpodstawnie bez studiów otrzymał dyplom o wyższym wykształceniu. Po anulowaniu dyplomu pozostaje wychowankiem partyjnej szkoły bez żadnego zawodu jedynie z nawykami partyjnej działalności w okresie sowieckiej okupacji. Z drugiej strony promotorem zmian są tzw. tomaševskie, z M. Mackevičem na czele, który też w okresie sowieckiej okupacji ukończył w Moskwie albo szkołę partyjna czy albo szkołę KGB i dlatego widocznie przedstawia do wiadomości publicznej swój daleko niepełny życiorys, nie reagując na prośby o opublikowanie autobiograficznej informacji z okresu pobytu w Moskwie.
I właśnie takie osoby tworzą dziś klimat społeczny, który skłóca obywateli i osłabia państwowość, sprzyjając emigracji, siejąc niewiarę w możliwość zbudowania obywatelskiego państwa prawa.
Nie mamy wątpliwości, iż wszystkie te i inne działania, skierowane na pobudzanie napięć i pogłębianie podziałów, na zniechęcanie ludności do doskonalenia znajomości języka litewskiego, litewskiej kultury i historii wyjątkowo niekorzystnie wpływają na życiowe losy polskojęzycznej ludności, sztucznie ograniczając możliwości jej zatrudnienia i robienia kariery, a tym samym negatywnie wpływając na jakość życia. Ta grupa ludności - wyizolowana i poddana wieloletniemu informacyjnemu terrorowi oraz lokalnemu administracyjnemu uciskowi w wykonaniu sowiecko – kołchozowej nomenklatury, stanowi dziś łatwy do manipulowania i zastraszania łup wyborczy dla tomaševskich. Nawet pobieżne kontakty świadczą, iż poziom świadomości tej ludności, nie wyłączając polskojęzycznego szkolnictwa, sztucznie jest utrzymywany na poziomie okresu sprzed ogłoszenia Niepodległości, a więc nie pasuje do realiów dnia dzisiejszego aż o ćwierć wieku.
Z drugiej strony jest oczywiste, iż to kolejno zmieniające się ekipy rządzących polityków z prezydent włącznie dają wolną rękę takim działaniom w regionie wileńskim, pozwalając na nagminne łamanie prawa i nieszanowanie godności ludzkiej, na przejmowanie milionowych sum budżetowych na środki masowego przekazu, które ogłupiają ludność, zakłamują rzeczywistość i negatywnie nastrajają wobec języka litewskiego. I zamiast uporządkowania problemów na zasadzie doskonalenia ustawodawstwa i innych zgodnych z Konstytucją działań, po zakończeniu kadencji i przejściu do opozycji - ograniczają się do konferencji i mityngów, jak powyżej.
Tylko ślepi mogą nie dostrzegać nagminnego łamania 25, 44 oraz innych art. Konstytucji, jak też innych poczynań na szkodę państwa ze strony tzw. tomaševskich, dla których udawana troska o polskojęzyczną ludność stanowi tylko przykrycie ich rozbijackiej działalności. Zamiast rozwiązania zgodnie z prawem tej zorganizowanej grupy, występującej pod pozorem partii, jest ona popierana, finansowana i przyjmowana do stołecznej oraz rządowej koalicji jak przez postkomunistyczną socjaldemokrację, tak i przez tzw. prawicę w postaci konserwatystów.
Sytuację dodatkowo komplikują politycy i działacze z Polski, którzy za przykładem D. Tuska, B. Komarowskiego i R. Sikorskiego popierają destrukcyjne działania tomaševskich, widocznie uważając, iż sytuacja w regionie wileńskim powinna być zbliżona do okresu międzywojennego, kiedy to ten teren ze stolicą Litwy Wilnem włącznie, był okupowany przez Polskę. Inna rzecz, iż litewscy politycy nie wiedzieć czemu, nie odważą się publicznie zadać retoryczne pytanie – dlaczego, na jakiej podstawie i z czyjego upoważnienia oficjalna Polska stroi się w szaty opiekuna polskojęzycznych Litwinów? Przecież ta ludność jest miejscowa, nie przybyła z Polski, a znaczy - litewskiego pochodzenia. A że część tej ludności używa języka, zbliżonego do języka polskiego – czy ma to być powodem do niewybrednych informacyjnych ataków oraz wtrącania się w wewnętrzne sprawy Litwy?
Warto też ze smutkiem odnotować, iż na tle sztucznie pobudzanych sporów i konfliktów zapomina się o rzeczach najprostszych i łatwych w realizacji – zamiast mityngów, konferencji i głośnego gadania o języku – trzeba nareszcie organizować w stolicy i miejscowościach przyległych, gdzie ludność wykazuje się niedostateczną znajomością języka litewskiego sieć stałych instytucji społecznych, organizujących nauczanie i konsultacje z języka litewskiego oraz jego promocję. I zacząć to robić z sercem, nie pod politykę i nie na zasadzie obrony osaczonej twierdzy, a poprzez upowszechnianie i popularyzację języka, kultury i historii.
Przed kilku laty poruszając temat pisowni nazwisk zwróciliśmy uwagę na wielce delikatny temat, przypominając, iż współczesny język litewski powstał i ugruntował się w trakcie wyzwalania się spod wpływów języka polskiego w warunkach niemal całkowitej polonizacji wszystkich warstw społecznych za wyjątkiem chłopstwa. I dlatego, pomni historii, Polacy nie powinni robić nacisków odnośnie zmian w alfabecie czy gramatyce języka litewskiego oraz wprowadzania polskojęzycznego nazewnictwa. Język litewski, będący jednym z elementów kultury świata ma prawo na naturalny rozwój bez nacisków ze strony osób, nie należących do tej grupy językowej, a tym bardziej ze strony Polaków. Chyba że ich poziom kultury, taktu i wychowania jest na poziomie wyżej wymienionych działaczy.
Jesteśmy przekonani, iż o zmianach języka litewskiego mogą decydować tylko i wyłącznie litewsko języczni Litwini, którzy, co warto odnotować, nigdy nie zabierali głosu na temat funkcjonowania języka polskiego i jego alfabetu.
Nie należy też zapominać, iż absolutna większość obywateli Litwy nie popiera proponowanych zmian, a Konstytucja kraju, przyjęta w roku 1992 w trakcie ogólnonarodowe referendum, zawarła zapis o języku państwowym zgodnie z jego stanem w chwili uchwalenia Ustawy Podstawowej.
***
Na mityng pod Sejm RL przybyło niewiele ponad sto osób. Nie świadczy to wcale, iż Litwini nie cenią swego języka i nie są gotowi go bronić. Ale oni widocznie też wyraźnie dostrzegają całą nieszczerość politycznej przedwyborczej krzątaniny wokół ich świętości i nie chcą uczestniczyć w jej pustosłownym kalaniu.
Ryšard Maceikianec
Na zdjęciu: mityng przed Sejmem w dniu 6 maja br.