Coraz bardziej rosnące napięcie przedwyborcze w Polsce i wręcz śmiertelne zwarcie PO i PiSu odbija się również niesmacznym echem i w naszym kraju. Ostatnio „nadzwyczajne” przybycie Donalda Tuska rzekomo na modły do kościoła św. Teresy tuż obok Kaplicy Ostrobramskiej, aby „bronić rodaków” dowodzi, iż aktualni przywódcy Polski daleko przekroczyli granicę ludzkiej przyzwoitości, kultury politycznej i szacunku wobec Litwy, a brzydkie wykorzystywanie uczuć religijnych w celu utrzymania się u władzy jest dla nich dobrym środkiem, jak i każdy inny.
Wiadomo, widok rozmodlonego premiera tuż obok Ostrej Bramy w otoczeniu „ biednych rodaków” bez wątpienie przysporzy głosów dla partii D. Tuska. Tym bardziej, że bogate doświadczenie księdza – prałata w odprawianiu przedwyborczych błogosławieństw dla Akcji Wyborczej było zawsze skuteczne. Przede wszystkim widocznie właśnie dlatego D. Tusk przed kamerami telewizyjnymi modlił się w św. Teresie.
Należy więc oczekiwać, iż niebawem w Wilnie zjawi się Jarosław Kaczyński (Boże chroń nas od przyjaciół, bo z wrogami sobie poradzimy!), aby na tle którejś ze świątyń wileńskich przed kamerami telewizyjnym również bronić „biednych rodaków”. Sugerowalibyśmy więc, aby zechciał wybrać kościół św. św. Piotra i Pawła. Bo ostatnie błogosławieństwo przedwyborcze dla Akcji Wyborczej było w tej świątyni na tyle skuteczne, że nawet zawodowy major KGB, będący jednocześnie etatowym doradcą europarlamentarzysty W. Tomaszewskiego, nie katolik i nie Polak, z miejsca został wybrany z „polskiej listy Tomaszewskiego” i dziś już współrządzi naszą stolicą.
Szkoda tylko, że mer Wilna Arturas Zuokas w otoczeniu ludzi od Uspackicha i Tomaszewskiego wyraźnie zaczyna tracić inicjatywę i węch do interesu. Bo czas już najwyższy, aby oprócz przyjmowania pieszych i autokarowych pielgrzymek do świątyń wileńskich, zdominowanych przez lud prosty, uruchomić też pielgrzymki dla polityków z Polski, którzy kosztem polskiego podatnika, wzorem D. Tuska, mogliby w Wilnie na tle któregoś z wileńskich kościołów przed kamerami telewizyjnymi zademonstrować swoją niezwykle głęboką wiarę. I oczywiście prężenie mięśni języka w obronie „biednych rodaków”.
***
A będąc przy temacie „niezwykle biednych rodaków” ciągle medytujemy, jak to jest na rzeczy samej z tą naszą biedą i nędzą. Nie dalej, jak przed kilkoma tygodniami występując w telewizji w duecie z Laimą Andrikienė W Tomaszewski stwierdził, że za Sowietów jemu było lepiej. Należy więc rozumieć, że 30 tys. euro miesięcznie i możliwość podróżowania po całej Europie i świecie są niczym w porównaniu z tym, co miał przy Sowietach? Widać, że miał facet przy Sowietach „chody”!
Natomiast w minioną niedzielę wielbiciel W. Tomaszewskiego i doradca premiera A. Kubiliusa, jeden z najbogatszych ludzi Litwy Czesław Okińczyc występując w telewizji na pytanie czy jest teraz lepiej czy gorzej niż przy Sowietach – długo dukał i bukał, aby w końcu wyrzec, że może jest gorzej, a może jest lepiej. Czyli nie ma swego zdania na ten temat. Wszystko więc wskazuje na to, że nieograniczone środki finansowe i możliwości nie przynoszą szczęścia przy braku głębszej wewnętrznej kultury.
Co innego ponad 80. letnia wiejska staruszka, która żyje w zgodzie z naturą i prawdą, i którą przyszło podwieźć, aby nie mokła na deszczu w oczekiwaniu na autokar. Na zapytanie, jak się jej teraz żyje – odrzekła, że ponad 600 litów renty starczej wystarcza na wszystko – faktycznie, jej zdaniem, brakuje tylko „ptasiego mleka”. Bo „za Polski”, to nawet zapałkę szczepało się na cztery części, za Sowietów zabrano wszystko i przez wiele lat nie płacono w ogóle za pracę. A dziś jej zdaniem - grzech byłoby narzekać. „Tylko ta przeklęta starość” nie pozwala jej cieszyć się w pełni dostatkiem dzieci, wnuków i własnym. .
Wyraźnie więc widać, iż są ludzie i ludziska, „biedni rodacy” i normalni ludzie, żyjący w zgodzie z prawdą i wiarą, którzy się nie modlą przed kamerami telewizyjnymi ani w kupie z partyjną hałastrą w celu oszukiwania zdezorientowanych wyborców.
***
Zresztą sytuacją tych właśnie „biednych i najbiedniejszych” powinna niebawem się poprawić, bo na fali sprowokowanego przez nich konfliktu zdołali jeszcze urządzić na stanowisko trzeciego wiceministra kultury swego przyjaciele i wieloletniego pracownika byłego departamentu mniejszości narodowych Stanislava Vidtmanna, który przez wiele lat sprzyjał umacnianiu awepelowskiej hałastry, a jego żona w „Radiu znad Wilii” zawsze było pełna zachwytu co do poczynań jej lidera. Szkoda tylko, że ten „ich sukces” musimy opłacać my, obywatele - podatnicy.
***
Będąc przy sztucznym pobudzanym litewsko - polskim konflikcie warto też odnotować perłę urzędniczego zrozumienia problemu i nadsobaczej gorliwości.
Niedawno na terytorium Polski polscy wandale zamalowali ustawione przez polskich drogowców i będące własnością Polski znaki drogowe. Jak doniósł 25 sierpnia portal Delfi.Lt minister sprawiedliwości Polski Krzysztof Kwiatkowski za ten incydent przeprosił ministra Litwy Remigijusa Šimašiusa. Przeprosiny zostały przyjęte z zadowoleniem.
Właśnie się zastanawiamy, co w takiej sytuacji mamy robić – płakać czy się śmiać, że sprawiedliwość na Litwie i w sąsiednim kraju znalazła się w rękach aż tak wysokiej klasy ministrów.
Może więc Czytelnicy zechcą nam doradzić?