…Symbolem ciemnoty politycznej, głupoty mas, symbolem krótkowzroczności, jakiegoś specyficznego chamstwa, ciasnoty nieprawdopodobnej, obłędu nieomal - niech służy fakt następujący: oto nad Wilnem, nad lotniskiem Porubanku, błyszczy czerwona gwiazda bazy sowieckiej. Straszliwy cień czerwonego terroru pada na życie, mienie i sumienie chrześcijańskiej ludności. Tymczasem ludność ta nie ma nic lepszego do roboty, jak tłuc się wzajemnie po własnych świątyniach, tłuc do krwi podczas modłów, spierając się o to - czy w kościołach katolickich śpiewane być mają pieśni w języku polskim, czy litewskim!!! Józef Mackiewicz. Prawda w oczy nie kole, 2002

Niedawny zjazd Partii Pracy ustalił, iż kandydatem  w najbliższych wyborach prezydenckich z ramienia tej partii  wystąpi Artūras Paulauskas. Mimo, iż wszystkim jest wiadomo, że A. Paulauskas wygrać wyborów nie może, bowiem  po raz drugi wyborców na hasło  Nusipelnėme gyventi geriau już  nabrać się nie da.  Rzuca się też w oczy, iż V. Uspaskich wysunął A. Paulausksa niezwykle pośpiesznie jako pierwszy,  zamiast udzielenia poparcia dla zapowiadanego wspólnego kandydata od koalicji rządzącej.

Jak nam się wydaje, A. Paulauskas na wskazanie V. Uspaskicha ma za zadanie wystąpić w zbliżających się wyborach w roli V.Tomaševskiego, którą ten osobnik, jak wiele na to wskazuje, odegrał  w roku 2009 – naganiał wyborców i podnosił ich aktywność z tym, aby D. Grybauskaitė mogła wygrać już w pierwszej turze, i aby czasem nikt nie mógł zadać kłopotliwych pytań odnośnie jej działalności przy sowietach i „białych plam” w życiorysie.  Wtedy w  wyniku niezwykle hałaśliwej kampanii  kandydat Akcji po raz pierwszy przekroczył 5 proc. próg,  co znacznie wpłynęło na poprawę ogólnego krajowego wyniku aktywności wyborców, osiągając wymagane Ustawą ponad 50 proc.  Pozwoliło to D. Grybauskaitė wygrać wybory już w pierwszym podejściu, a nagroda za wykonanie zadania  drogo dziś kosztuje nam wszystkim.

Czyli, jak można wnioskować, A. Paulauskas ma analogiczne zadanie.  Bo właśnie akurat taki  „konkurent” jest potrzebny - polityczne zero, ale poprzez struktury partii i opłacaną propagandę zaganiający wyborców do urn.  Od podjęcia się i wykonania takiego zadania, możliwie będzie zależał los Uspaskicha i jego kolegów, skazanych za kryminalne przestępstwa i oczekujących na rozprawę w Sądzie Najwyższym.

Z doniesień środków masowego przekazu wynika, iż podobną rolę jakoby zamierzają odegrać liberałowie i tzw. paksiści, jak też chłopi i Balčytis od postkomunistów. Konserwatyści natomiast, nie oczekując na decyzję D. Grybauskaitė, już teraz deklarują wszechstronne poparcie.
Odbieramy więc wszystkich wymienionych jako wspólników, którzy występują w różnych rolach tego samego tragicznego spektaklu.  I wcale nieważne, na kogo będzie głosować wyborca – na paulauskasów, masiulisów, tomaševskich, paksistów czy im podobnych albo na rzepę – przyjście do urn wyborczych będzie równoznaczne oddaniu głosu na  D. Grybauskaitė i zachowanie bez zmian wyniszczającego i demoralizującego państwo układu. Twierdzą, iż trzeba „pokazać partię” i siebie. Los Litwy i jej obywateli jest dla nich  sprawą trzeciorzędną.

***

Patrząc na tych dwóch aktualnie potencjalnych kandydatów - D. Grybauskaitė i A. Paulauskasa – osób z wybitnie sowiecką mentalnością – brać, mieć, rządzić, straszyć, skrywać, udawać, oszukiwać, szerzyć ogłupiające półprawdy, myśleć tylko o sobie – niepokoi, kiedy będą mogli przyjść im na zmianę ludzie, którzy będą chcieli się dzielić i dawać, a patrząc ludziom uczciwie w oczy  ofiarnie służyć interesom państwa i obywateli. Nie zorganizowanym grupom, nie przestępcom, oczekującym na wyrok,  nie sowieckiej i nowej nomenklaturze.

I kiedy oni - D. Grybauskaitė i A. Paulauskas zrozumieją nareszcie, że czas ich rządów bezpowrotnie minął i że nie mają moralnego prawa ubiegać się o urząd głowy państwa, bowiem nie są już w stanie nic pozytywnego wnieść do życia kraju, faktycznie kompromitując Litwę i jej obywateli. Bo jakże inaczej może nas oceniać świat, potencjalni inwestorzy, ludzie kultury i polityki, jeżeli jesteśmy jedynym w Europie krajem, gdzie o stanowisko głowy państwa ubiegają się osoba bez zawodu (sowiecka politekonomija, jako część składowa marksizmu – leninizmu jest pseudonauką), wychowana w Moskwie ideolog marksizmu – leninizmu oraz były sowiecki prokurator i aktywista KGB? W XXI wieku, ćwierć wieku po ogłoszeniu Niepodległości, przewodnicząc Radzie Unii Europejskiej?!

Możemy więc przewidzieć, iż jeżeli  któryś z powyższych zostanie głową państwa – Litwę w przeciągu kolejnych pięciu lat porzuci jeszcze pół miliona zdolnych do pracy obywateli, nastąpi dalsza izolacja kraju, będzie nadal rozbudowywany antykonstytucyjny system przywilejów dla sowieckiej i nowej nomenklatury, jeszcze bardziej pogłębią się  podziały socjalne i społeczne, a utrzymywana kosztem najsłabszej części społeczeństwa, w tym wielodzietnych matek,  partokratia  zdusi w zarodku każdy zdrowy odruch przemian. W tej sytuacji idea niepodległej państwowości będzie umierała na nasz oczach.

Mogą się sprawdzić nawet najgorsze zapowiedzi, iż będąc w składzie  NATO i UE - tapsime oligarchų ir nusikalstamo pasaulio valdoma valstybe, w którym etika ir morale ne šio pasaulio dimensijos. A jeżeli przestają obowiązywać etyka i moralność – bez wątpienia przestają obowiązywać również normy prawa, oparte na ogólnoludzkich normach moralności ze wszystkimi stąd wynikającymi konsekwencjami.

Zaniepokojeni możliwością rozwoju takiego biegu wydarzeń 4 kwietnia br. kilkaset obywateli kraju zwróciło się z otwartym listem do D. Grybauskaitė prosząc, aby nie brała udziału w wyborach i nie zabezpieczała ciągłości postsowieckiego reżymu. Niestety, prośba obywateli jak zwykle została bez odpowiedzi…

***
Jednym z zasadniczych problemów, który, naszym zdaniem, tragicznie zaciążył nad współczesnym losem Litwy i jej obywateli, było zaniechanie przez rządzących, lustracji i de sowietyzacji, na które zresztą i dziś nie jest jeszcze za późno.  Ale nikt nie zabrania D. Grybauskaitė i A Paulauskasowi  zgodnie z sumieniem i poziomem własnej wewnętrznej kultury dokonać tego obecnie dla dobra kraju z własnej woli, wycofując się z polityki  w podobny sposób, jak to przed laty dokonało wielu osób, dając tym samym szansę na zmianę zatęchłej i zakłamanej postsowieckiej atmosfery, przed którą dziś głównie ucieka z kraju setki tysięcy młodych i aktywnych obywateli.

Czas też najwyższy, aby oficjalne instytucje kraju, a nie sama D. Grybauskaitė, poinformowały obywateli o tym, czy współpracowała ona  z KGB oraz odpowiedziały na inne nurtujące pytania, na które D. Grybauskaitė nie odpowiada. Kończąc tym samym raz nareszcie kompromitujące i poniżające państwo, inspirowane przez prezydenturę różne uprzedzające propagandowe akcje, jak to ostatnio, w związku z rzekomo oczekiwanymi publikacjami w prasie Rosji.

Ulegający propagandzie czy z układu popierający D. Grybauskaitė twierdzą, iż broni ona rzekomo Litwę przed tomaševskimi, uspaskichami itp., chociaż, naszym zdaniem, jest akurat na odwrót, czego dowodzi również  powyższe zaktywizowanie się na zadanie A. Paulauskasa.

Tu pod Wilnem już w następnym dniu po wyborach w roku 2009 widziało się to w ich oczach, czuło się  na słowach i w ich bezwzględnym zachowaniu się, iż nareszcie wszystko wróciło „do normy”, że nareszcie mają „naprawdę swoją” i mogą robić to, co się im żywo podoba.

Niedługo potem w podwileńskich  Mickunach  odbywały wybory przewodniczącego wspólnoty mieszkańców – lokalnego „prezydenta”. O prawo rządzenia ludźmi  ubiegało się zaledwie dwóch kandydatów – były przewodniczący tutejszego kołchozu im.  F. Dzierżyńskiego oraz były sekretarz partkomu tegoż  kołchozu.  Formalnie o powyższe stanowisko mogły się ubiegać również inne osoby. Ale niech by tylko ktoś spróbował!

***

Dziś mickuńskie wzory i atmosfera, jak widać, obejmują już cały kraj. I co jest szczególnie niepokojące – z poparcia tych, którzy przed laty deklarowali budowę obywatelskiego państwa prawa, likwidację jakichkolwiek przywilejów, usunięcie od władzy komunistycznych ideologów itp. Ten wyraźny w tył zwrot polityków, mianujących siebie prawicowymi, musiałby co najmniej być wyjaśniony dla społeczeństwa, o ile jeszcze mają chociażby odrobinę szacunku wobec swoich współobywateli. A że ww. D. Grybauskaitė, A. Paulauskas i V.Tomaševski swój aktualny stan posiadania zawdzięczają wyłącznie konserwatystom – nie ma podstaw w to wątpić.

Publikacje w prasie i portalach informacyjnych, publiczne wypowiedzi znanych osób i prywatne rozmowy zwykłych obywateli świadczą o narastającym zaniepokojeniu losem i przyszłością państwa.

Vytautas V. Landsbergis, poeta, publicysta, reżyser i pisarz mówi o końcu świata, dyskutanci w facebooku nie przebierając w słowach mówią o genocydzie na Narodzie Litewskim, inni szepczą o zemście na Narodzie Litewskim za krzywdę doznaną w młodości, dziennikarze piszą o nagminnym łamaniu Konstytucji, badania wskazują, że prawie 60 proc. młodzieży chciałaby porzucić kraj…

Ale największe wrażenie zrobiła na nas cicha, niemal szeptem prowadzona dyskusja dwóch pań w wileńskim trolejbusie, w czasie której padały powyższe i inne znane nazwiska, a zakończona głębokim westchnieniem, znakiem krzyża i słowami – Dieve, saugok Lietuva (Boże, chroń Litwę).

Patrząc na ich siwe włosy i przygarbione ramiona odnosiło się wrażenie, iż mogły one już to mówić przed wielu laty spoglądając  na oddalający się obraz stron rodzinnych w czasie wywózki w bydlęcym wagonie pod konwojem na Wschód, czy też uciekając poprzez „zielona granicę” na Zachód wobec umacniającej się sowieckiej okupacji…

Trudno więc się dziwić, iż obecne wydarzenia mogły odświeżyć zabliźnione ich rany pamięci w sytuacji, gdy w XXI wieku, ćwierć wieku po ogłoszeniu Niepodległości obywatelom systemowe partie „łaskawie pozwalają wybierać” między wychowaną w Moskwie  ideologiem sowieckiego okupacyjnego  reżymu oraz byłym sowieckim prokuratorem i aktywistą KGB.

Czy w tej sytuacji bojkot wyborów nie mógłby być dobrym znakiem obywatelskiego dojrzewania i sprzeciwu wobec zawłaszczania państwa? Obywatele widocznie mają na to prawo, o ile, wbrew opinii Vitasa Vasiliauskasa, jeszcze uważają, iż etika ir morale šio pasaulio dimensijos.

***

Casus
D. Grybauskaitė jeszcze raz dowodzi, iż piętą  Achillesa systemu politycznego naszego kraju jest instytucja prezydenta. Estończycy i Łotysze, pomni doświadczeń z okresu międzywojennego wyciągnęli wnioski, układając konstytucje swoich krajów w ten sposób, aby poprzez jedną osobę nie można byłoby  manipulować całym państwem, tym bardziej w okresie postsowieckim, kiedy liczba uzależnionych od sąsiedniego kraju  osób jest znaczna.

Zresztą Estonia i Łotwa postąpiły stosując się do sprawdzonych doświadczeń absolutnej większości krajów Europy, w tym najbardziej rozwiniętych, stabilnych i demokratycznych krajów, jak to Niemcy, Austria, Szwajcaria, gdzie prezydenci pełnią jedynie reprezentacyjne funkcje. W krajach skandynawskich i Beneluksu, w Anglii i Hiszpanii funkcje nominalnej reprezentacji pełnią rodziny królewskie. Prezydent, nadzielony ogromnymi prawami zachował się jedynie we Francji, która tez powoli słabnie, oraz w kilku krajach postkomunistycznych, w tym na Litwie i w Polsce. Wśród krajów postkomunistycznych w UE najwięcej praw ma prezydent naszego kraju, a stan państwa staje się coraz bardziej złożony.

W naszym kraju, niestety, przygotowując  Konstytucję z myślą o konkretnej osobie i najbliższych wyborach, nie udało się zabezpieczyć państwo przed najgorszym scenariuszem sprawowania władzy. Nadając ogromne prawa i reprezentację państwa dla jednej przez nikogo  nie kontrolowanej, a obecnie na domiar wyszkolonej w sowieckiej Rosji osoby, w warunkach, gdy w kraju nie została przeprowadzona ani lustracja, ani de sowietyzacja – państwo i obywatele zostali poddani poważnej próbie  i czują realne zagrożenie. Dziś tak naprawdę nie wiemy kto nami rządzi, tym bardziej, gdy prezydent, będąca gwarantem Konstytucji popiera antykonstytucyjne systemy przywilejów dla sowieckiej i nowej nomenklatury, kiedy głowa państwa wbrew Ustawie nie odpowiada na listy i zapytania obywateli, kiedy bez komentarzy dowolnie zmienia swój życiorys, kiedy mając we własnej kompetencji cały system instytucji praworządności twierdzi, iż równolegle z nią w kraju rządzą przestępcy i oligarchowie - i nic z tego nie robi.

Wydarzenia w Garliavie, zaproponowana zmiana finansowania partii kosztem obywateli, zapobiegająca możliwości pojawienia się znaczniejszej opozycji oraz ostatnie areszty dziennikarzy, świadczą, iż obecny system władzy nie służy demokracji, nie sprzyja umacnianiu państwowości, a dlatego wymaga pilnej naprawy.

***

Przed kilku dniami odbyło się w Wilnie jedno z największych przedsięwzięć w Europie, w czasie, gdy nasz kraj przewodniczy Radzie Unii Europejskiej – Konferencja naukowych badań i innowacji „Technologie informacji i łączności”, w której uczestniczyło około 3 tys. znawców tematu, w tym najwybitniejsi z Europy i innych kontynentów. Prezydent D. Grybauskaitė w tradycyjnym jej stylu otworzyła Konferencję mówiąc o wszystkim i o niczym, dbając raczej o samoreklamę.

W następnym dniu przed uczestnikami konferencji wystąpił prezydent Estonii Tomas Hendrikas Ilvesas, który w szczegółach, przekonywająco  i z głęboką znajomością tematu opowiedział o postępie  i planach w dziedzinie wdrążania najnowszych informacyjnych technologii w jego kraju.  W opinii obserwatorów uczestnicy Konferencji wyjechali z Litwy z bardzo dobrą opinią o Estonii. Zresztą dobre i to – bo póki są żywe Estonia i Łotwa –będzie żyła i Litwa.

D. Grybauskaitė ma szeroki zakres praw, ma do swojej dyspozycji wszystkie instytucje praworządności, obrony kraju, spraw zagranicznych, nie podlega żadnej kontroli społecznej.

Prezydent Estonii, wybierany przez Riigikog (parlament), ma ograniczony zakres kompetencji, ale jest wolnym człowiekiem i ma moralne prawo przewodzić swemu krajowi. I czyni to z serca, odpowiedzialnie i z zaangażowaniem - z myślą o Estonii.

Niech powyższy przypadek będzie odpowiedzią tym, którzy twierdzą o potrzebie zwiększania konstytucyjnych praw prezydenta naszego kraju, pomijając jego odpowiedzialność wobec społeczeństwa oraz moralne właściwości.

Ryšard Maceikianec

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com