…Wobec zazębienia interesów międzynarodowych, nie ma już dziś miejsca na suwerenności państwowe starego typu. Jeżeli jakiś naród chce pozostać suwerennym, winien rozumieć, że taka możliwość istnieje jedynie przez integralne włączenie się do wolnego świata. …Musimy zdać sobie sprawę, że zachodzi wielki proces przejścia od dotychczasowego „adwokatowania” interesom narodowym, do „adwokatowania” interesom ludzkim. Józef Mackiewicz. Zwycięstwo prowokacji, 1962

WILNIANIE ZASŁUŻENI DLA LITWY, POLSKI, EUROPY I ŚWIATA

(1882 - 1957). Sylwetka prof. Manfreda Kridla w relacjach różnych osób. Autor Wacław Dziewulski.

Po bardzo długich staraniach trafiły do mnie dwa obszerne maszynopisy robocze zredagowane na wskroś odmiennie: analiza zjawiska naukowego i udokumentowane źródłowo wspomnienie o kochanym i szanowanym Ojcu - naukowcu.

Świadom jestem potrzeby popularyzowania postaci kultury umysłowej. Podjąłem ryzyko przedstawienia jednej z wybitnych osobowości USB. Zrobiłem to na miarę swych umiejętności poczuwając się do moralnego obowiązku spłacania długu wdzięczności za korzystanie przez całe życie z dobrodziejstw ideałów USB, bowiem jako wilnianin rosłem w atmosferze Wszechnicy Batorego nawet w Gdańsku, a to za sprawą Medyków USB przybyłych z Wilna.

Genius loci Wilna

Reaktywowanie uniwersytetu w Wilnie, tak oczywiste dla społeczności tego miasta i ogromnego obszaru ziem znajdujących się od wieków w orbicie jego oddziaływania, oznaczało jednak konieczność uporania się z wieloma problemami, a przede wszystkim skompletowania kadry profesorskiej: Kresy Płn - Wsch. były przez kilka pokoleń bezlitośnie szykanowane przez carat za patriotyzm oraz za udział w ruchach wolnościowych i powstaniach narodowych.

Krótka historia wileńskiej wszechnicy w latach II Niepodległości ukazuje jak żywe musiały być tradycje ruchu umysłowego w Wilnie, skoro już w pierwszych latach działalności zdołano zgromadzić grono uczonych nierzadko światowej sławy, bądź takich, którzy swoją późniejszą działalnością w USB zdobyli powszechne uznanie. Ponadto i w następnych latach uniwersyteckie katedry obejmowali profesorowie o ugruntowanej pozycji w polskiej nauce, nierzadko rezygnując z pracy w większych ośrodkach akademickich. Dotyczy to zwłaszcza Wydziału Humanistycznego. Tak ujmująco relacjonował Waldemar Smaszcz.

Humanistyka USB

Z Wydziałem Humanistycznym w różnych okresach czasu byli związani uczeni tej miary, co historycy - Henryk Łowmiański i Stanisław Kościałkowski, filozofowie Władysław Tatarkiewicz, Tadeusz Czeżowski, Henryk Elsenberg, filologowie -' Marian Zdziechowski, Kazimierz Kolbuszewski, Konrad Górski, Stanisław Pigoń, Manfred Kridl, Stefan Srebrny. Każdy z nich wnosił potężny rys własnej indywidualności w mury wileńskiej Alma Mater, wywierając wpływ na to, co zwykle określamy atmosferą uczelni, jak i na zastęp absolwentów przenoszących do nowych placówek wiedzę i ogólną formację intelektualną ukształtowaną w orbicie oddziaływania mistrza.

Waldemar Smaszcz w swej relacji napisał:

"Pamiętam niezapomniane spotkania klubowe, w czasie moich studiów polonistycznych w Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdy dyskutanci rozpoczynali swoje kwestie sformułowaniem w rodzaju: "jak zawsze powtarzał mój Mistrz, prof. Elzenberg", "jestem uczennicą prof. Pigonia, Kridla, Górskiego..." Po latach, we wspomnieniach absolwentów, zwłaszcza atmosfera panująca we własnej Alma Mater, zawsze była określana jako jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna, pełna tolerancji i wolna od wszelkich małości".

Zgromadzenie tak znacznej liczby autorytetów naukowych musiało prowadzić do ścierania się poglądów, a nawet sporów kształtujących się szkół badawczych. Bez tego rzecz oczywista - nie do pomyślenia jest uniwersyteckie życie naukowe. Taka polemika metodologiczna rozwinęła się pomiędzy Manfredem Kridlem i Konradem Górskim, uczonymi przybyłymi do Wilna na początku lat trzydziestych. Nie był to spór lokalny, ale odbicie szerszego zjawiska w naszej teorii literatury i badaniach literackich tamtych lat.

W 1923 r. został wybrany członkiem Komisji do Badań Literatury i Oświaty Polskiej Akademii Umiejętności. Od 1928 do 1932 r. prowadził wykłady z historii literatur słowiańskich na Uniwersytecie w Brukseli.

W r. 1934 mianowano go profesorem zwyczajnym tegoż uniwersytetu a w roku akademickim 1934/35 sprawował funkcje dziekana Wydziału Humanistycznego. W latach 1938 - 1939 był przewodniczącym Klubu Demokratycznego w Wilnie.

W pracy naukowej zajmował się metodologią badań literackich, edytorstwem i historią literatury polskiego romantyzmu. Opracował podręcznik do nauki literatury dla młodzieży szkół średnich, współredagował (t. VII - IX) dział. Wiek XIX. Sto lat myśli polskiej, zredagował Antologię poezji społecznej 1924 - 1933. Po wybuchu II wojnyświatowej pracował w Komitecie Pomocy Uchodźcom w Wilnie (do 1940 r.).

Kilka pokoleń przodków Manfreda żyło na Morawach. Ojciec Edward Józef urodził się (1846 r.) w Hradec Kratowe, a matka Wiktoria z Zaleskich - (1849 r.) we Lwowie. Manfred urodził się 11 października 1882 r. we Lwowie, gdzie kształcił się i odbywał studia, a następnie kontynuował je we Fryburgu i Paryżu.

Doktoryzował się (1909 r.) we Lwowie, a habilitował (1925 r.) na Uniwersytecie Warszawskim. W 1922 r. ożenił się w Warszawie z Haliną Maylert ur. (1887 r.) w Łodzi.

W 1932 r. objął Katedrę Historii Literatury Polskiej na USB w Wilnie i wygłosił wstępny wykład pt: "Przełom w badaniach literackich", w którym, zaprezentował swe nowatorskie poglądy na nowoczesne literaturoznawstwo.

W 1940 r. wyemigrował na Zachód, a dalszy rozwój wydarzeń wojennych sprawił, że znalazł się w USA. Syn Andrzej Jerzy (ur. 1924 w Wilnie) - chemik w USA, córka Elżbieta (ur. 1926 r. w Wilnie) po mężu Valkenier - historyk kultury w USA, od 1956 r. utrzymywała stałe, żywe kontakty zawodowe z humanistyką polską.

Geneza reorientacji

Z czego wynikał ten niepokój intelektualny i potrzeba poszukiwań zasadniczej reorientacji badań literackich?

Trzeba cofnąć się do okresu rozbiorowego, gdy historycy cieszyli się autorytetem i byli szafarzami wiedzy humanistycznej, a od pisarzy oczekiwano wiele więcej niż od historyków, bo "pokrzepienia serc". Tradycje romantyczno - pozytywistyczne nie mogły już sprostać rosnącym potrzebom rozwijającej się kultury. Lapidarną pointę zawiera nośny aforyzm Pawła Hertza: "nieszczęściem Rosji jest, że nie słuchała swoich wielkich pisarzy, nieszczęściem Polski jest, że swoich słuchała".

Dyskusję zapoczątkował Juliusz Kleiner (1913r.) publikacją pt.: "Charakter i przedmiot badań literackich". "Ani kataklizmy I wojny światowej, ani burzliwe przebijanie się na niepodległość nie przyhamowały potrzeb myślowych, które ekspandowały u progu II Niepodległości, a zaowocowały w Dwudziestoleciu" - pisał Waldemar Smaszcz.

Badania literackie to nie tylko analizowanie obszaru kultury umysłowej społeczeństwa polskiego na tle jego dziejów, ale również rozwijanie świadomości kultury społecznej, a zwłaszcza kształtowanie wizji rozwoju intelektualnego młodego pokolenia i wywieranie wpływu na pryncypia polskiej kultury narodowej.

Przełom w pracy badawczej prof. Kridla wyznacza data objęcia przez uczonego Katedry Historii Literatury Polskiej na USB. Wtedy to (1932r.) wygłosił wykład wstępny pt.: "Przełom w badaniach literackich", w którym przedstawił swoje poglądy na nowoczesne literaturoznawstwo. "Profesor okazał się jednym z najbardziej bezkompromisowych poszukiwaczy dróg, zaprzeczając nawet własnym wcześniejszym badaniom. Droga niewielu uczonych bywa aż tak odważnie krytyczna do własnych poczynań naukowych, gdy w konsekwencji dojrzalszych przekonań należy przekreślić część długoletniego dorobku własnego" - tak napisał o MK prof. Czesław Zgorzelski.

Córka o Ojcu (dzieciństwo Elżbiety w Wilnie)

Zdecydowane pierwszeństwo pracy naukowej MK, widoczne było w jego stosunku do mnie i do brata. Dom był prowadzony tak, aby MK miał maksimum spokoju. Ojciec miał osobny duży gabinet zapełniony książkami, do którego (w naszym odczuciu, choć to nigdy nie było wyraźnie zabronione) wstęp nie był otwarty. W domu musiała być cisza nie tylko w czasie codziennej popołudniowej drzemki, ale także kiedy wracaliśmy ze szkoły lub z zabawy. Prymat pracy naukowej MK przyjmowaliśmy za coś normalnego i nawet podziwu godnego. Nigdy, ani wtenczas ani dzisiaj, nie miałam mu za złe, że nam dzieciom mało poświęcał czasu.

W Wilnie w pobliżu uniwersyteckiego gmachu im. Czartoryskich, a zwłaszcza przy ul. Zakretowej, mieszkało bardzo wielu profesorów i pracowników USB, a wśród nich również profesorostwo Kridlowie. Mieli oni dwoje dzieci: starszy Andrzej był moim kolegą szkolnym, a Elżbieta (Dziuba) koleżanką Krysi Sylwanowiczówny (późniejszej mojej żony). Grupa rówieśników spotykała się często. I tak np. rowerzyści: Jędrek Kridl, Jurek Wróblewski, niżej podpisany... zabierali na ramę dziewczęta na krótkie przejażdżki. Dziuba była przemiłą dziewczyną.

Stosunki z niektórymi studentami były tak bliskie i serdeczne, że przychodzili na obiady do naszego domu, a niektórzy nawet zaprzyjaźnili się ze mną i bratem. Pozostając za granicą pamiętałam ich dobrze z czasów wileńskich i łatwo było odnowić kontakty, kiedy od roku 1956 zaczęłam dość regularnie odwiedzać Polskę. Bliskie, bezpośrednie stosunki MK z uczniami, ich współpraca i odkrycia w USB torowały mi drogę do podtrzymywania stosunków po wojnie z Marią Rzeuską, Ireną Sławińską, Renatą Mayerówną i Eugenią Krassowką.

Z postawy obojga rodziców było jasne, że byli przeciwko bojkotowi sklepów żydowskich. Dobrze pamiętam poczucie dumy, kiedy matka spokojnie i bez słowa przechodziła ze mną przez kordon studentów okrążających perfumerię Prużana na ul. Mickiewicza. Żadne argumenty nie były potrzebne; sama postawa eleganckiej pani wystarczała, aby speszyć tę młodzież. Sprzeciw MK zaprowadzeniu getta ławkowego na uniwersytecie jest znany. Ale mnie ciekawi ilu innych profesorów i do jakiego stopnia protestowało otwarcie. Mam wrażenie, że MK był jednym nie z tak wielu.

Postawa polityczna MK do pewnego stopnia groziła mu niebezpieczeństwem. Pobicie docenta Cywińskiego w jego własnym domu przez grupę oficerów za to, że niepochlebnie wyraził się o Marszałku Piłsudskim było głośnym skandalem, którego echa dotarły nawet do mnie i zrobiły wrażenie. Matka obawiała się podobnej rozprawy z ojcem. Kiedy MK nie wracał do domu na czas, czuło się jej niepokój i zdenerwowanie.

Wyjazd na emigrację (w relacji córki)

USB został zamknięty przez władze litewskie w grudniu 39-go roku. Pozbawiony pracy, MK opuszcza Wilno 25 marca 1940r. na zaproszenie Uniwersytetu Brukselskiego, na którym wykładał w latach 1929-32. Pobyt w Belgii był bardzo krótki: MK wygłosił tylko jeden wykład. Neutralność kraju nie wstrzymała niemieckiego napadu. Bombardowanie zaczęło się 10-go maja i już w dwa dni później MK ucieka do Francji. Podczas miesięcznego pobytu w Paryżu, Rząd Londyński ofiarował mu posadę dyrektora polskiego muzeum w Szwajcarii, ale szybka eskalacja działań wojennych zmusiła go do ponownej ucieczki przez Hiszpanię do Portugalii, skąd udał się do Stanów, lądując w Nowym Yorku 10-go września 1940r.

Wjazd do Stanów był ułatwiony przez Bohdana Zawadzkiego, kolegę MK z USB i działacza w Klubie Demokratycznym, który dostał się do Stanów wcześniej, wykorzystując związki i kontakty z przedwojennego pobytu na stypendium Rockefellera. Zawadzki wykładał psychologię w Smith College i wystarał się o posadę dla MK, a gwarancja zatrudnienia była niezbędna dla otrzymania wizy amerykańskiej.

Przez następne osiem lat, od 1940 do 1948r, MK "wykładał" na małej, ale prestiżowej żeńskiej uczelni. Stawiam znak cudzysłowu nad opisaniem zajęć MK w Smith College - napisała córka o Ojcu - bo nie można porównać ani zasięgu, ani poziomu wykładów w tej instytucji z USB. W Smith College MK uczył języka rosyjskiego (który, notabene znał słabo) i wykładał literaturę polską i rosyjską, przedmioty, które nie cieszyły się wielkim zainteresowaniem. Trzeba tu jednak podkreślić chwalebną rolę Smith College. Chociaż wiedziano, że zapotrzebowanie na tematykę MK nie będzie duże, stworzono tę "słowiańską" placówkę, aby uratować jeszcze jednego naukowca - uciekiniera z Europy. Podobnie zachowywało się wiele innych amerykańskich uczelni już od połowy lat 30-tych, kiedy w Niemczech zaczęto czystki na uniwersytetach.

Miłosz o Kridlu

(Hasło "Kridl" z książki Czesława Miłosza "Abecadło Miłosza" str. 153-158

Kridl Manfred. W Wilnie byłem krótko na polonistyce, "wydziale matrymonialnym", zaludnionym przez prawie same dziewczyny. To swoją drogą byłby ciekawy temat: jak wpływa na młodzież ta okoliczność, że w szkołach prawie wyłącznie kobiety uczą literatury polskiej. Studiując prawo, należałem jednak do Koła Polonistów, do Sekcji Twórczości Oryginalnej, stąd moja znajomość z patronem Koła, profesorem Kridlem.(...)

Kridl, urodzony w 1882 we Lwowie, tam studiował polonistykę, ale tam też przejął się ścisłością myślenia filozofów i wymieniał ich nazwiska: Twardowski, Łukasiewicz, Kotarbiński, Husserl. Następnie studiował we Fryburgu i w Paryżu. Po pierwszej wojnie wykłada w Wolnej Wszechnicy w Warszawie i na uniwersytecie w Brukseli. W 1932 roku został profesorem na moim uniwersytecie, po Pigoniu i tam stworzył swój ośrodek, w badaniach często powołujący się na pisma formalistów rosyjskich. Był świadomy, że wraz ze swymi uczniami dokonuje przewrotu i później opisał Boje Wilna i Warszawy o nową naukę o literaturze.

Strukturalizm zachodni wywodzi się pośrednio z rosyjskiej szkoły formalnej. Ale to dokonało się później. Grupę Kridla można więc nazwać prestruktualistami. Wcale do niej nie należałem, należał do niej jeden z nielicznych polonistów rodzaju męskiego Jerzy Putrament. Ale Kridl, jako patron Koła Polonistów, życzliwie odnosł się do Antologii poezji społecznej, którą ułożyliśmy z polonistą Zbyszkiem Folejewskim (syn prezydenta Wilna, późniejszy profesor w Szwecji, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie). Profesor napisał do niej przedmowę, w której do naszych lewicowych skrajności odniósł się z sympatią, ale także z uśmiechem sceptyka. W każdym razie był otwarty na nowe i politycznie umieszczał siebie wśród wolnomyślicieli demokratów, całkiem inaczej niż na przykład profesor Konrad Górski, mesjaniczno - narodowy, z którym był w stałym konflikcie.

O pewnej zażyłości z Kridlem świadczy pamięć mojej wycieczki do Trok z jego rodziną i Irena Sławińską. Mieściliśmy się w jednej łódce, jak to tam, malowanej w jaskrawe kolory. Siedzę przy wiosłach i gorliwie grzebię, aż poza wyspy, na otwartą przestrzeń jeziora.

Kridlowi i rodzinie udało się wyjechać z Litwy w początku wojny przez Szwecję do Brukseli, gdzie zachował dawne przyjaźnie. Stamtąd do Ameryki. Spotkałem Kridla, kiedy sam po wojnie znalazłem się w Ameryce. Przez jakiś czas wykładał w dobrej uczelni Smith College w Massachusetts, ale na ogół kiepsko mu się wiodło, choć slawiści o jego naukowych rozprawach i książkach wiedzieli, a popierał go sam Roman Jakobson.

Tu zaczyna się duża awantura, nie przeze mnie zaczęta, ale przy moim niemałym udziale. Jestem attache warszawskiej ambasady - i umawia się ze mną na rozmowę profesor Simmons, chairman Wydziału Studiów Słowiańskich Uniwersytetu Columbia w Nowym Yorku. Wyłuszcza propozycję swego uniwersytetu. Utworzą katedrę literatury polskiej, nazwą ją katedrą imienia Adama Mickiewicza. Jeżeli damy im pieniądze, 10 000 dolarów rocznie. Wtedy to była znaczna suma. Na pytanie, kto miałby wykładać, Simmons mówi trochę nieśmiało, że oni mieliby kandydata: profesora Kridla. Ja na to, że znam i cenię Kridla, i zrobię, co można.

Bogaty uniwersytet amerykański nie wstydzi się zabiegać o subsydium ubogiego komunistycznego kraju. Ale katedry literatury polskiej nigdy w Ameryce nie było i oto ja, zdrajca czyli kolaborant, mam okazję, żeby ją stworzyć wbrew całej Polonii, która patriotycznie deklamowała, ale nigdy na taki czyn się nie zdobyła i oczywiście moje nieczyste sumienie kolaboranta dodawało mi energii. Motywy, którymi kierował się Simmons, dopiero później się odsłoniły. Może to prawda, że miał do komunizmu ciche ciągoty. Ale przede wszystkim chciał się pozbyć Colemana. Ten Amerykanin irlandzkiego pochodzenia upodobał sobie Polaków i czegoś tam uczył na wydziale, nie miał jednak dość przygotowania, żeby zostać pełnym profesorem. Simmons zupełnie logicznie rozumował, że zamiast niego mógłby mieć poważnego polskiego naukowca, który właśnie był bez posady.

Ministrem spraw zagranicznych był wtedy Zygmunt Modzelewski, stary komunista, przez szereg lat na emigracji we Francji, skąd wreszcie na wezwanie pojechał do Moskwy, czyli prosto do łagru. Człowiek bystry, natychmiast pochwycił korzyści propozycji, też polityczne, skoro czerwona Polska ukazałaby się tutaj jako protektorka polskiej kultury. Subsydium zostało przyznane, katedra imienia Mickiewicza, objęta przez Kridla, utworzona na 150-lecie urodzin poety, czyli w 1948 r.

Piekło, które się wtedy rozpętało w prasie polonijnej - Kridl jako bolszewik, komunistyczna wtyczka na Columbii - było bez ustanku podniecane przez Colemana. Biedak, w proteście przeciwko utworzeniu katedry, złożył swoją dymisję i ta, ku jego przerażonemu zdumieniu, została przyjęta, o co wreszcie chodziło. Prezydentem Columbii był wtedy Eisenhower i przed jego domem odbywały się polskie manifestacje, protestujące przeciwko komunistycznej infiltracji uczelni.

Stosy wycinków przesyłane do Warszawy dobrze służyły mojej tam reputacji. Duma z założenia pierwszej polskiej katedry w Ameryce byłaby jednak nie na miejscu, bo w całej tej głośnej aferze tkwiło coś nieprzyzwoitego. Prostoduszny Coleman i jego żona Marion chcieli dobrze. Mickiewicza próbowali tłumaczyć, tyle że brakło im "poziomu". Ich polscy przyjaciele byli gminem nie mającym pojęcia o tym, co reprezentował Kridl. Polonia składała się z ludzi ciężko pracujących, którzy przyjechali ze swoich wiosek często jako analfabeci, i uniwersytety nie były im w głowie, po prostu nie wiedzieli, że tam ogniskują się wpływy. A tu przeciwko gminowi spisek oświeconych. I co tu robił Mickiewicz? Nieźle narozrabiał, wyposażając polską warstwę wykształconą w mesjanizm, co słabo dotarło do gminu. Ten rozbrajał powstańców w 1863 roku i dostarczał ich Rosjanom, a następnie emigrował do kopalń i fabryk Ameryki. Katedra literatury polskiej zyskiwała w tych warunkach odcień klasowy: "my, inteligenci, wiemy lepiej, co dla was dobre".

Z Kridlem i z Józefem Wittlinem pracowaliśmy nad księgą mickiewiczowską po angielsku, które to sympozjum, pióra różnych autorów, pod redakcją Kridla, subsydiowane przez ambasadę, ukazało się nie w rocznicowym 1948 roku, ale z opóźnieniem, w 1951.

Dalszych losów katedry nie śledziłem, bo wyjechałem z Ameryki. Po śmierci profesora skończyła się katedra, czyli uniwersytet nie uważał za stosowne łożyć na nią swoje pieniądze.

Kridl był nie tylko poważnym naukowcem. Wspominany jest przez wszystkich, którzy go znali, jako człowiek prawy i dobry, zbyt może ufny i szlachetny jak na wiek nie sprzyjający humanistom.

Początkowy okres pobytu w USA

(Na podstawie archiwaliów opracowanych przez córkę)

MK wyjechał do Stanów, lecz nie stracił kontaktów ze swymi wileńskimi uczniami (jego żywa korespondencja znajduje się w Archiwum Bakhmeteva uniwersytetu Columbia). Dzięki temu rozwinął szeroką działalność na rzecz wspomagania Wilnian z USB, z których większość znalazła się w Toruniu. W latach 1946-48 wysyłał na własny koszt lub za pośrednictwem różnych organizacji: lekarstwa, ubrania, paczkiżywnościowe, książki, prenumeratę czasopism naukowych... Listownie upewniał się czy to wszystko docierało do profesorów, pracowników i studentów. Z inicjatywy MK uczelnia Smith College zorganizowała w 1947r. "bazar" na rzecz pomocy polskim uniwersytetom; zebrano wtedy, pokaźną na owe czasy, sumę 1400 dolarów.

Swą obecność w stanie Massachussetts wykorzystywał dla popularyzowania wiedzy o Polsce wśród licznej Polonii. Wygłaszał odczyty o: Koperniku, Pułaskim, o polskich laureatach nagrody Nobla, o osiągnięciach przedwojennej Polski, o losach kraju podczas wojny... Prowadził działalność oświatową wśród rodowitych Amerykanów; wygłaszał prelekcje w różnych kościołach, klubach obywatelskich, mówił przez radio, udzielał wywiadów gazetom... Przeprowadził cykl odczytów o literaturze i kulturze polskiej dla grona wychowawców polonijnego katolickiego seminarium w pobliskim miasteczku Granby.

Przygotował obszerne opracowanie pt.: "Literatura polska na tle kultury", które zostało wydane po polsku w 1946r. a po angielsku 1956r. Współpracował ze Stefanem Miżwą (założycielem i prezesem fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Yorku) nad książką: "The Great Men and Women of Poland" (1941r.), w której zamieścił rozdział o Mickiewiczu. Współpracował również z Uniwersytetem Kalifornijskim przy opracowywaniu- pod redakcją znanego amerykańskiego historyka Roberta Kernera - tomu pt.: POLAND (wydanego w 1945r).

MK szeroko popularyzował polskie tradycje demokratyczne. Razem z poetą Józefem Wittlinem i wileńskim PPS-owcem Władysławem Malinowskim wydał antologię pt.: "Za waszą i naszą wolność. Polska myśl demokratyczna w ciągu wieków" Ten wybór materiałów (od XV w., aż do odezw wydawanych przez wojenne podziemie) uzasadniał zgodność polskiej myśli demokratycznej z postępowymi ideami Zachodu (tolerancja wyznaniowa, wolność słowa, poszanowanie mniejszości narodowych, sprawiedliwość społeczna). Antologia ta miała szereg wydań angielskich i polskich (ostatnie w czasach Solidarności i w 2000 r.).

MK brał aktywny udział w rozważaniach nad powojennym ustrojem politycznym Polski. Działalność ta była przeznaczona głównie dla polskiej emigracji. Podkreślał potrzebę reform politycznych, społecznych i gospodarczych, ale także konieczność krytycznego rozrachunku sumień inteligencji emigracyjnej.

Jeszcze przed konferencją w Jałcie rozważano rolę ZSRR i jego zamiary w stosunku do Europy Wschodniej. Gdy Armia Czerwona rozpoczęła wielką kontrofensywę i powstał Komitet Lubelski - MK powoływał się na polityczną tradycję zaborczą Rosji tak carskiej, jak i radzieckiej oraz starał się wyjaśniać Polonii realistyczny stosunek do powojennej sytuacji ze względu na geograficzne położenie Polski i niezaprzeczalną potęgę ZSRR.

Uniwersytet Columbia (wg wspomnień córki)

Po ośmiu latach w Smith College - małej żeńskiej uczelni na prowincji oraz szeroko zakrojonych poczynaniach na rzecz popularyzacji wiedzy o Polsce - MK obejmuje katedrę literatury polskiej (pierwszą w USA) na uniwersytecie Columbia, ważnym ośrodku naukowym w Nowym Jorku. Pracuje intensywnie i to głównie naukowo. Ilość wydawnictw, recenzji, artykułów i odczytów jest ogromna. Pisze lub redaguje książki poświęcone literaturze; zaczyna zabierać głos w kwestiach teorii literatury; podejmuje badania nad nowymi zagadnieniami, które wykraczają poza margines polskiej lub słowiańskiej literatury.

MK miał w Columbii dużo zdolnych, utalentowanych uczniów. Ale większość z nich specjalizowała się w literaturze rosyjskiej i studiowała u MK głównie, aby wypełnić wymagane znajomości drugiej słowiańskiej literatury dla uzyskania wiedzy porównawczej. Tak więc, język polski i literatura były dla większości doktorskich lub magisterskich kandydatów drugim, mniej "ważnym" przedmiotem w porównaniu z literaturą i językiem rosyjskim. Ale trzeba zaznaczyć, że wielu słuchaczy MK zostało wybitnymi znawcami literatury rosyjskiej. MK nie stworzył w Columbii tak zwanej "własnej szkoły" na wzór wileński, ale zostawił po sobie ważną spuściznę profesorską.

Amerykańskim uczniom (jak ongiś wileńskim) imponowała jego świetna znajomość prądów literackich tak na Zachodzie jak i na Wschodzie, troskliwość i ścisłość naukowa połączona z żarem własnych przekonań. Równie imponującą była jego postawa wobec obowiązków dydaktycznych. Jesienią 1956 r. będąc chory na raka i poruszając się tylko przy pomocy wózka, MK nie przerwał wykładów. Znalazł siłę, aby przyjmować studentów u siebie w domu. Umarł 4-go lutego 1957 r. prawie miesiąc po zakończeniu pierwszego półrocza akademickiego.

Rozważania końcowe

W Ameryce MK czuł się obco, tęsknił do polskiego środowiska akademickiego. W lutym 1946 r. w liście do Zgorzelskiego zwierzył się o "swoim wygnaniu w tym pięknym, ciekawym i zacnym ,ale jakże obcym kraju" i przyznał się, że "gdyby było możliwe, spakowałbym zaraz manatki i przyjechał do kraju... Moje miejsce jest w kraju, w moim gabinecie, wśród moich przyjaciół, kolegów, współpracowników i uczniów".

W Polsce oczekiwano na MK. Namawiano na powrót, ale ogólnikowo. Np. Kazimierz Budzyk w marcu 1947 r. wyraził przypuszczenie, że MK wnet przejmie (wydawnictwo) "Z Zagadnień Poetyki", ażeby prowadzić je pewną ręką, tak, jak to było przed wojną. W maju 1947 r. Jerzy Borejsza (dyrektor "Czytelnika"), podczas pobytu w Stanach, zaproponował miesięczny pobyt w Polsce. Niedługo MK otrzymał zaproszenie i w sierpniu, wraz z drugą żoną Amerykanką i córką wybrał się Batorym do Polski. W Gdyni powitali go: Krassowska i Budzyk.

Kompetentne osoby oficjalnie zaproponowały MK kierownictwo Instytutu Badań Literackich. Równocześnie jednak MK poznawał powojenne uwarunkowania życia w Polsce, które diametralnie odbiegały od standardów w Stanach. Spodziewano się, że MK przedłuży pobyt, wygłosi cykl odczytów... MK odmówił przedłużenia pobytu w Polsce, a także pozostawienia córki w Warszawie na studiach uniwersyteckich tłumacząc, że nie może zostawiać "zakładnika". Oficjalne kręgi były zaskoczone odmową przedłużenia pobytu i rezygnacją z przeniesienia się do Polski. Wyjeżdżał otoczony oficjalnym chłodem. Z trudem udało się znaleźć kajutę na statku płynącym do Nowego Jorku. Nikt go nie odprowadzał wspomina córka.

Dlaczego MK zrezygnował z przeniesienia się do Polski? Przyczyn było kilka. Totalitarne rządy komunistyczne nie odpowiadały MK; wolał wygnanie na emigracji. Liczył się już z ufundowaniem katedry polonistyki na uniwersytecie Columbia, a więc z możliwością pracy naukowej związanej z Polską, ale bez nacisków politycznych władz komunistycznych. A wreszcie warunki w powojennej Polsce były po prostu odstraszające dla nowej małżonki Amerykanki.

MK do końca życia tęsknił za krajem, ale nigdy stuprocentowo nie żałował decyzji podjętej w 1947 r. Jako naukowiec zdawał sobie sprawę, że w Stanach miał warunki do normalnej twórczej działalności naukowej. Jego osiągnięcia w ostatnim ośmioleciu świadczą o tym wymownie - tak swą relację zakończyła kochająca Córka, która była bliska Ojcu przez całe życie Profesora.

Autor wykorzystał udostępnione mu opracowania:

- Elisabeth Kridl - Valkenier: "Manfred Kridl: uczony, pedagog, działacz polityczny" (roboczy maszynopis do wykładu w Instytucie Badań Literackich, Warszawa 2000)

- Waldemar Smaszcz: "Dwie koncepcje polonistyki wileńskiej: prof. Manfred Kridl i prof. Konrad Górski (maszynopis powiel.)

Oba opracowania powołują się na bardzo bogatą literaturę tematu.

NG 11 (550), 2002 r.

Nasz Czas
 

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com