Z Pawłem Zyzakiem, laureatem Nagrody im. Józefa Mackiewicza za książkę „Lech Wałęsa – idea i historia”, rozmawia Krzysztof Masłoń
  (urywek) 

 Z jakim uczuciem przyjął pan Nagrodę im. Józefa Mackiewicza? 
  Dumy i satysfakcji. To wymarzony patron, któremu i ja, i całe moje pokolenie bardzo wiele zawdzięczamy. Gdyby nie Mackiewicz, najpierw polska emigracja; a później, od lat 80., polska opozycja nie dysponowałyby stabilnym punktem odniesienia do walki z komunizmem.

Akceptuję niemal wszystkie poglądy Mackiewicza poza jednym. Tutaj pozwolę sobie na zuchwałą polemikę z mistrzem. Otóż zwrócił on uwagę, że najbardziej oporne w stosunku do, jak on to mawiał, „bolszewizmu” są narody azjatyckie, a z tym się zgodzić nie mogę. Komunizm znacznie łatwiej implantuje się w takich krajach, jak Chiny, Mongolia, Korea, Wietnam. W świecie, w którym panuje tradycja buddystyczno-konfucjańska, gdzie nie ma tak silnego pierwiastka indywidualizmu, który zapewnia tradycja judeo-chrześcijańska, a do idealizmu dąży się jeszcze na ziemi, komunizm zbiera największe żniwo. Natomiast zgadzam się, że największe spustoszenie sieje komunizm w świecie chrześcijańskim, gdzie eliminuje w człowieku poczucie własnej wyjątkowości, wartości i wolności. 

Ale to moje jedyne zastrzeżenie do twórczości Józefa Mackiewicza, bo całość jest pionierska. On już  w 1920 r. opowiedział, czym naprawdę jest komunizm. Orwell, Herling-Grudziński i Miłosz de facto korzystali z gotowego wzorca, choć co prawda poznali tę ideologię na własnej skórze. 

 Które z jego książek ceni pan najwyżej? 
Z powieści pewnie „Drogę donikąd", ale spośród wszystkich jego dzieł „Zwycięstwo prowokacji”. Kosmos! - jak mawia mój kolega.

Rzeczypospolita. Plus Minus nr 43(924), 13 – 14 listopada 2010 r.