Przedmowa Macieja Rybińskiego 3)
 

Zapis kliniczny
Niedawno przewaliła się przez Polskę dyskusja na temat kanonu lektur szkolnych. Gombrowicz czy Dobraczyński, taka była, dość groteskowa, linia podziału. Proponowano usuwanie bądź wpisywanie rozmaitych pisarzy raczej nie ze względu na literacką wartość ich twórczości, tylko na jej polityczny kontekst. Dość żałosne widowisko. Jedno nazwisko nie padło w tej dyskusji w ogóle - Józefa Mackiewicza. Jeden z największych pisarzy polskich, a zarazem moralista rzadkiego, niezłomnego charakteru, zaświadczający własnym życiem, pełnym dramatów, wierność poglądom właśnie moralnym w świadomości społecznej właściwie nie istnieje. W dwadzieścia bez mała lat po upadku komunizmu wykształciuchy twórczości Mackiewicza po prostu nie znają, a większość tak zwanej elity intelektualnej, poddanej szantażowi ideologów, wstydzi się już nie tylko przyznać pisarstwu Mackiewicza rację moralną, ale nawet potwierdzić niezwykłą klasę jego warsztatu pisarskiego.


Mam bardzo osobisty stosunek do Józefa Mackiewicza i jego twórczości. Kiedy we wrześniu 1982 roku wyemigrowałem z Polski, znaleźliśmy się z rodziną w klinicznie użytkowym pokoju schroniska dla uchodźców. Najpierw odwiedzili nas Kaufmannowie, doświadczeni emigranci z 1968 roku i obdarowali popielniczką i wazonikiem z kwiatami. Stało się to początkiem domu. Potem przyjechał Andrzej Chilecki z paryskiej „Kultury" z naręczem książek. Nie tylko tych niedostępnych w PRL, wyrywanych sobie z rąk, pożyczanych na jedną noc. Także tych w ogóle nieznanych. Byty wśród nich niemal wszystkie dzieła Józefa Mackiewicza. Wstyd przyznać, ale nie wiedziałem nawet, kto to jest. Świadek Katynia tak. Ale pisarz Mackiewicz to był tylko Stanisław Cat. Zbrodnią reżimu, to już banał, było całkowite, dotkliwe wymazanie ze świadomości narodowej wielu znakomitych twórców. Stanisława Vincenza, właśnie Józefa Mackiewicza, Józefa Łobodowskiego czy Karola Zbyszewskiego. Grzechem opozycji natomiast była akceptacja tej banicji w niepamięć, a nawet, jak właśnie w przypadku Mackiewicza, jej gorliwe podtrzymywanie. Pamiętam, jakim szokiem było dla mnie poznanie w Londynie Karola Zbyszewskiego. Byłem pewny, że pisarz umarł razem z II Rzeczpospolitą. Tymczasem żyt, był zadziorny, pił wódkę, pisał.GE Pisarz dla doroslych
Anatema, jaka została nałożona na Józefa Mackiewicza przez komunistów, obowiązuje do dziś. Być może nie jest to najstosowniejsze porównanie, ale nasuwa się jednak z całą mocą - w wolnej Polsce, za sprawą wielu środowisk, Józef Mackiewicz dzieli los lustracji. Nawet zmarły jest groźny dla żywych, bo daje świadectwo ich intelektualnego upadku i moralnego zaprzaństwa. Nie przez fakty z życiorysów, ale przez coś głębszego. Przez uświadamianie czytelnikom, że było możliwe jasne rozeznanie istoty komunizmu i nieukładanie się z nim w imię pragmatycznych celów za cenę integralności moralnej. Takich postaw się nie wybacza. Dlatego nawet ci, którzy przypominają Mackiewicza, zafascynowani jego niezwykłym talentem, roztaczają jednak wokół jego osoby atmosferę pewnej dwuznaczności.
Książka Grzegorza Eberhardta, którą macie Państwo przed sobą, jest klinicznym zapisem manipulacji, jakim podlega życie i pisarstwo Józefa Mackiewicza. I w kraju, i na emigracji. Jest katalogiem wszystkich przekłamań, przeinaczeń, kłamstw i niedomówień, składających się na sylwetkę pisarza, jaka dostępna jest opinii publicznej. I zarazem jest teź, mimochodem, bo nie to byto celem Eberhardta, opisem losu wielkiego pisarza, wyzutego z rzeczy dla każdego twórcy najważniejszej. Z istnienia w obiegu społecznym swojego kręgu kulturowego.
Czytałem tę książkę z wielkim podziwem dla jej autora, dla jego benedyktyńskiej dokładności, dociekliwości, cierpliwości w wyszukiwaniu materiałów źródłowych, pomysłowości w docieraniu do świadectw i świadków. Mało który pisarz znalazł po latach tak rzetelnego i odkrywczego badacza swego dzieła i życia, jak zdarzyło się to, dzięki Eberhardtowi, Józefowi Mackiewiczowi. Możemy to spokojnie uznać za objaw późnej, ale jednak istniejącej, ziemskiej sprawiedliwości.
Książka Eberhardta, mimo że poświęcona Józefowi Mackiewiczowi, nie jest jednak książką o Mackiewiczu. I w tym, paradoksalnie, upatruję jej największej wartości. Jest to książka o Polsce i Polakach, o zbiorowości połączonej językiem i kulturą, o jej zaletach i wadach. O krętactwie, bezinteresownej zawiści, kłamstwach upozowanych na szlachetność i o wielkiej, nieprzemijającej sztuce, uprawianej w polskim piekle-o ściąganiu w dół każdego, kto wyrósł ponad innych. I to nie jest pamflet, w którym autor rozdaje łatwe razy i wystawia lekkomyślne cenzurki, jak czyniono to w aurze autorytetu moralnego z Mackiewiczem. To jest głos udokumentowanych faktów.
Zdumiało mnie, jak wiele osób występujących w tej książce poznałem osobiście. Przeraziło, jak mało o nich wiedziałem i jak powierzchowne miałem opinie. To, że skłaniam się raczej, by wierzyć świadectwom przytaczanym przez Eberhardta niż własnym opiniom towarzyskim, jest chyba największym komplementem, jakim można obdarzyć twórcę literatury faktu.
A skoro zacząłem te refleksje od kanonu lektur szkolnych, to „Nie wolno głośno mówić" powinno się stanowczo w nim znaleźć. Bez tej książki nie sposób zrozumieć świata. Ani tego na Wschodzie, ani tego na Zachodzie. A tkwimy nadal, tak jak przez całe życie Józef Mackiewicz, pomiędzy oboma.
Maciej Rybiński 16 IX 2007

(…) Włodzimierz Odojewski nawiązuje kontakt z Mackiewiczem w latach gdy w RWE od kilku lat nie ma już Nowaka. Odojewski, pracownik RWE, szef kultury w sekcji polskiej Rozgłośni, próbuje pomóc szerzej zaistnieć twórczości Mackiewicza. Wtedy staje się częstym gościem Mackiewicza. Po latach będzie wspominał 41):
Józef Mackiewicz i Barbara Toporska mieli okresy nędzy, po prostu trudności nie takich czy owakich, ale zgoła aprowizacyjnych. Jakieś bliższe szczegóły o tych okresach znam z opowiadań kolegów z zespołu radiowego, którzy nie kryli się z utrzymywaniem z pisarską parą stosunków towarzyskich, jak na przykład Zygmunt Jabłoński 42), Kazimierz Zamorski, Michał Tyszkiewicz czy ksiądz kapelan Kirszke [właśc..: Kirschke] (...)
Zostając w Monachium [
gdy VoA zerwał współpracę z p. Barbarą], na kilka dobrych lat skazali się na życie głównie z honorariów autorskich, takie życie zaś na Zachodzie dla pisarza-emigranta równało się niemal samobójstwu.1 to nawet gdy miało się pozycję Mackiewicza (nie tylko w środowisku polskim, także rosyjskim: przez emigrację rosyjska był oficjalnie wysunięty do Nagrody Nobla), który był tłumaczony i wydawany w kilku językach.
Jak wiem, wiązali z mozołem koniec z końcem skromną wierszówką głównie z londyńskich „Wiadomości", redaktor Grydzewski bowiem przez długie lata niemal co numer, a w każdym razie przynajmniej dwa razy w miesiącu 43) publikował artykuły Mackiewicza, od czasu do czasu publikowała go także paryska „Kultura" , może jeszcze nowojorski „Nowy Dziennik" (a to chyba były jedyne pisma emigracyjne, które cokolwiek płaciły) 44) (...) W momentach szczególnie krytycznych Paweł Sapieha, szef PAIRC (Polskiego Komitetu Emigracyjnego do USA, mającego siedzibę w Monachium) wymyślał Barbarze Top[orskiej] jakieś prace zlecone - przepisywanie na maszynie najczęściej. Słowem, życie tej pisarskiej pary to była nędza. Bo jako azylant brytyjski na terenie Niemiec nie miał Józef Mackiewicz prawa do go socjalnego zasiłku (...)
Tę sytuację życiową na nieco lepszą, w każdym razie już znośną, jakoś uregulowaną, zabezpieczoną prawnie, zmieniło dopiero przybycie z zagranicy do Monachium emigracyjnego prezydenta Litwy, Stasa Łozorajtisa. A było to tak: Łozorajtis był przyjmowany przez ówczesnego premiera bawarskiego Straussa 45) (Strauss miał mocarstwowe gesty!) jak rzeczywiście urzędującą głowę państwa (…) honorowy gość zapytany przez gospodarzy, co by jeszcze sobie życzył w czasie swojej wizyty zobaczyć, miał odpowiedzieć, że życzyłby sobie odwiedzić mieszkającego w Monachium kuzyna, polskiego pisarza, a więc tym samym popędził tę całą rządową obstawiającą go gromadę na dawne dalekie przedmieście na Windeck str.  21 i wywołał nieomal szok (...)
Po wizycie Łozorajtisa, ileś tygodni podobno, odpowiedni urzędnicy administracji „Freistaat Bayern" gimnastykowali się na zlecenie premiera, jak pomóc pisarzowi tak dobrze politycznie skoligaconemu; nie dało się nic więcej zrobić, jak wciągnąć go na listę... tak zwanej pomocy humanitarnej dla ludzi wykolejonych, włóczęgów, „obdachlose", czyli bezdomnych: odpowiedni urząd pokrywa w taki wypadku koszta mieszkania, jeżeli takie jest, a nie tylko daszek z worka i gazet za śmietnikiem, do pewnej sumy zwraca za telefony, jeżeli dana osoba takowy posiada (!), przydziela kupony na odzież (określoną ilość dwa razy na rok), wszystkim bony na żywność, asygnuje także niewielki „taschengeld", czyli kieszonkowe. I również zapewnia bezpłatną opiekę lekarską. W sumie niewiele, w przypadku Mackiewiczów bardzo wiele, zwłaszcza to ostatnie, ubezpieczenie bowiem stało się  dla nich wprost darem niebios-Barbara Toporska była chora na raka.
Przytaczam to wszystko nawet nie po to, aby wykazać, jacy to jesteśmy „wspaniali" , bo jeżeli się na kogoś zaweźmiemy, jeżeli postanowimy komuś solidnie, ponieważ ma inne niż my poglądy, „dokopać", to gotowiśmy go nawet na śmierć  zagłodzić, jeżeli się inaczej nie da go upokorzyć (...) ale dlatego to przytaczam, że  wyżej napisałem, iż wejście tekstów Mackiewicza na fale RWE było dlań nie tylko  dużą sprawą prestiżową, lecz i niemałą finansową. 46)
Odojewski przemilcza manewry finansowe, jakich dokonywano wobec władz niemieckich. Dokładniej mówiąc-wobec urzędu skarbowego. Otóż, Mackiewicz, otrzymując pomoc jako „obdachlose", nie mógł mieć żadnego innego źródła utrzymania (straciłby wtedy ów zasiłek). Tak więc honorarium, jakie powinien otrzymać od RWE, rozkładane było na wypłaty kilku pracowników Radia, i ci wręczali gotówkę Odojewskiemu, którą ten z kolei przekazywał autorowi..."
*

Zbawca Mackiewiczów, sprawca przyznania im zasiłku przez miasto Monachium ( zasiłek ten będzie podstawą ich egzystencji już do końca), to ciekawa i charakterystyczna dla Wschodniej XX wieku postać: Stasys Lozorajtis 48) (pisany także Łozorajtis, często ze spolszczonym imieniem Stanisław) - początkowo ambasador Litwy w Berlinie, od 1934 r. do marca 1939 minister spraw zagranicznych Litwy, ożeniony z siostrą cioteczną Józefa Mackiewicza. Musiała to być ładna kobieta, jeśli wymienia ją Leon Mitkiewicz (Wspomnienia kowieńskie 1938 – 1939, Warszawa 1990), jako jedną z trzech najpiękniejszych Litwinek, jakie poznał na tamtych ziemiach. Mitkiewicz był attache wojskowym Polski w Kownie, czyli pracownikiem „dwójki”.
W każdym razie wspomniana siostra cioteczna Józefa Mackiewicza była matką chłopca (rocznik 1924), który w 1993 r. był kontrkandydatem Brazauskasa 49) prezydenta Litwy. Przegrał 50).
Lozoraitis senior po wojnie pełnił godność prezydenta Litwy na wychodźstwie. A jego syn, także Stasys, był ambasadorem Litwy przy Watykanie i w Waszyngtonie. Mackiewiczom Lozoraitisowie nie byli obojętni. Z Lozoraitisami, mieszkającymi w Rzymie, utrzymywali zażyły kontakt listowny (świadczą o tym archiwa rapperswilskie). Jednocześnie Mackiewicz pilnie śledził działania polityczne tej rodziny. I notował w liście do redakcji „Wiadomości" w 1965 r.:
W szwajcarskim piśmie „Basler Nachrichten" z 9 maja br. minister spraw zagranicznych Litwy Lozoraitis napisał: „Zachód, zamiast żądać dla wschodniej i środkowej Europy wolności, oczekuje na „liberalizację” ustroju sowieckiego... Zaczyna przy tym zapominać, że narody mają prawo nie do liberalizacji ucisku, lecz do wolności...".... - Z okazji dwudziestej rocznicy zakończenia wojny, prowa¬dzonej w imię idei wolności: „Uzdrowienie moralno-politycznego klimatu Europy nastąpi dopiero wtedy gdy utrwali się przekonanie, że w demokracjach nie tylko ich polityka wewnętrzna powinna być demokratyczna, ale również ich polityka zewnętrzna powinna być demokratyczna" 51).(…)

 

Przypisy:
3) Maciej Rybiński, jeden z najpopularniejszych polskich publicystów końca lat 90. XX wieku oraz¬ co najmniej - pierwszych lat wieku XXI. Szukając sprzymierzeńców w staraniach o edycję książki, dotarłem i do niego. Po przeczytaniu mojej pracy tak głęboko ją zaakceptował, że spytał się, jak też mógłby mi pomóc. Poprosiłem o napisanie powyższej przedmowy. I tak też się stało..,
Maciej Rybiński (ur. 1945 r.) zmarł 16 października rokn 2009... Żegnałem go krótkim tekstem, zawieszonym na internetowych stronach dziennika „Rzeczpospolita" i następnie krążącym po Internecie. Pisałem, m.in.: Poznaliśmy się późno, dopiero w roku 2007. Poznał nas Józef Mackiewicz, pisarz, publicysta, dla którego prawda była nadrzędną  wartością. Dla Maćka takie.
41) Włodzimierz Odojewski, Józef Mackiewicz w Radiu Wolna Europa. Pisarz z listy bezdomnych. „Rzeczpospolita", nr 87, 2003.
42) Zygmunt M. Jabłoński (1920-1985), pracownik RWE.
43) Mocno, bardzo mocno przesadza Odojewski a tą częstotliwością: najwięcej, to jest 11 tekstów (licząc także listy do redakcji), J.M. zamieścił w „Wiadomościach" w roku 1969, ale były też lata pełnego rozstania się z tym tygodnikiem. Uśredniając, zaryzykuję cztery teksty w roku...
44) Odojewski myli się: J.M. drukował się w nowojorskim „Nowym Dzienniku" jedynie „przy okazji" obrony swego dobrego imienia, a i wtedy były to tylko listy do redakcji. Jeśli chodzi o współpracę przez Ocean, to J.M. miał b. intensywny okres, w latach 1952-54, współpracy z detroickim „Dziennikiem Polskim”.
45) Franc Joseph Strauss (1915-1988), polityk niemiecki.
46) Włodzimierz Odojewski, Józef Mackiewicz..., op. cit.
47) Relacja uzyskana osobiście od Włodzimierza Odojewskiego.
48) Stasys Lozoraitis, pisany także „Stanisław Łozorajtis", senior (1898-1983), dyplomata litewski minister spraw zagranicznych w latach 1934-1938. Po wojnie szef rządu na uchodźstwie Litwy, rezydującego w Watykanie.
49) Algirdas Mykolas Brazauskas (ur. 1932), polityk litewski, prezydent Litwy w latach 1993 – 1998. Premier od 2001 do 2006.
50) Stasys Lozorajtis, junior (ur. 1924), dyplomata litewski.
51) Józef Mackiewicz, Celne uwagi, „Wiadomości", nr 30 , 1965.

Na podstawie: Grzegorz Eberhardt, Pisarz dla dorosłych. Opowieść o Józefie Mackiewiczu. Wydanie II poprawione i rozszerzone, Wrocław 2010.