Przed kilku dniami portal Delfi.lt na podstawie publikacji dziennikarza Jerzego Haszczyńskiego na łamach pisma „Rzeczpospolita” zamieścił informację pt. „Naujas Lenkijos kritikos kirtis Lietuvai” (Nowe krytyczne uderzenie Litwie ze strony Polski), informując społeczeństwo kraju o tym, iż Litwa jest oskarżana o nacjonalizm, antypolonizm i ograniczanie praw mniejszości narodowych. Pierwszym komentarzem czytelnika, który ukazał się pod publikacją na Facebooku, było niezwykle wyraziste w tonie i słowach stwierdzenie, iż ma on to gdzieś te niekończące się polskie oskarżenia. Bylibyśmy skłonni z tym się zgodzić i postawić kropkę, gdyby publikacja J. Haszczyńskiego nie zawierała manipulacje opinią poprzez zniekształcanie przesłanek, które  prowadzą do fałszywych wniosków, odwołując się przy tym do poziomu stereotypowego myślenia i najniższych uczuć nacjonalistycznych.

Twierdzenie o tym, iż Polska mogła się domówić z Niemcami, którzy ponoszą odpowiedzialność za rozwiązanie i tragedię drugiej wojny światowej, a nie może domówić się z Litwinami ze względu na ich rzekomy nacjonalizm i antypolonizm - jest szczególnie pokrętne.

Porozumienie polsko – niemieckie i stan obecny stosunków niemiecko – polskich był możliwy tylko dlatego, że właśnie Niemcy – agresor - spadkobierca odpowiedzialności za tragedię wojny, nie tylko szczerze potępili hitleryzm, ale też wykazali się wysoką kulturą i taktem, aby krzywdę agresji naprawić.

[...]Literatura niemiecka potępiła hitleryzm i zbrodnie przez niego dokonane w doprawdy niezliczonych publikacjach, filmach i sztukach. Nie potrafiłbym nawet zacytować w przybliżeniu tych wszystkich druków, które bezpośrednio, pośrednio, czy tylko w wyniku akcji powieściowej, piętnują głupotę, barbarzyństwo i zbrodnie „własnego” hitlerowskiego rządu i systemu, popełnione w stosunku do obcych narodów, a w tej liczbie i Polaków […] (Józef Mackiewicz. Niemiecki kompleks).

Czy polityka Piłsudskiego i piłsudczyków oraz ich agresje wobec krajów sąsiednich, w tym okupacja części Litwy z Wilnem włącznie oraz dwie pacyfikacje jak też zniszczenie i zbezczeszczenie setek cerkwi na Białorusi i Ukrainie doczekała się kiedykolwiek  podobnych ocen ze strony Polski ?  W okresie międzywojennym każdy, kto odważył  się krytycznie ocenić lub co najmniej powątpiewać  w nieomylność polityki Piłsudskiego i piłsudczyków  – był  pobity i znalazł się w więzieniu bądź w obozie koncentracyjnym Berezy Kartuskiej. Wileński przypadek Mariana Zdziechowskiego, Stanisława Cywińskiego czy Stanisława Mackiewicza (Cata) – temu wyrazistym dowodem. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości  i  do dziś – niestety nie nastąpiło potępienie aktu agresji i dziewiętnastoletniej okupacji.

Co więcej, w ciągu ostatnich kilku lat polscy politycy robią bardzo wiele,  aby obawy społeczeństwa Litwy potęgować, występując  wobec naszego kraju w postawach agresywnej arogancji , demonstracyjnie nie uznając niepodległość Litwy w jej pełnym  zakresie.

Bo jakże inaczej można oceniać wizyty prezydenta B. Komorowskiego na Litwie, rozpoczynające się myszkowaniem po okolicach Wilna i głoszeniem w czasie spotkań  z ludnością niezawoalowanych pogróżki  wobec Litwy? Albo też stosowanie wyzwisk wobec kraju, godząc w narodową i  obywatelska godność Litwinów?

Podobną zresztą postawą zademonstrował w przeddzień wyborów, dziś już wysoki urzędnik UE, a wtedy jeszcze premier RP, D. Tusk, który nieproszony przyleciał do Wilna, gdzie w czasie Mszy św. w kościele św. Teresy wystąpił z pogróżkami wobec naszego kraju, uzależniając utrzymanie dobrych  stosunków z Litwą od realizacji różnych wydumanych wymogów najbardziej agresywnej grupy działaczy Akcji Wyborczej.

Oficjalny przedstawiciel Polski w Wilnie ambasador J. Skolimowski zakończył urzędowanie, organizując  prowokacyjną, pod sztandarami Polski demonstrację ulicami Wilna… Nowy – stary z czasów generała Jaruzelskiego  - ambasador Polski kontynuuje organizację mityngów na Rossie, ustalając co i jak mają robić działacze samorządowi, społeczne organizacje oraz państwowe szkoły Litwy z polskim językiem nauczania.

Szczytem arogancji jest narzucanie obywatelom Litwy karty Polaka, iż rzekomo należą oni do narodu polskiego. Czynione jest to wyraźnie ze świadomym  zamiarem utrudniania Litewskim Polakom obywatelskiej integracji w swojej Ojczyźnie, kraju zamieszkania i obywatelstwa, jednoznacznie wracając do propagandowych teorii z okresu międzywojennej okupacji Wilna. Warto więc przy okazji przypomnieć zdanie Michała Romera na ten temat z odległego 1933, zawarte w publikacji „Dwie teorie o Litewskich Polakach” :
[…]Odrzucam przede wszystkim stanowczo traktowanie Polaków litewskich, jako rzekomo „odłamu Narodu Polskiego, zamieszkałego na Litwie”. Teoria ta, wywodząca nas z jakichś osadników i jeńców polskich, osiadłych lub osadzonych na ziemiach litewskich, wydaje mi się z gruntu mylna lub co najmniej historycznie bardzo nieścisła, poza tym zaś degradująca nas w społeczeństwie krajowym, bo strącająca nas ze stanowiska współobywateli kraju do roli kolonistów obcych, a więc krzywdząca nas w swych wnioskach politycznych[…].

Przykłady można mnożyć w nieskończoność, pomijając zachowanie się i wypowiedzi R. Sikorskiego, który dziś już wyraźnie nieadekwatnie odbiera rzeczywistość.

Zadajmy więc sobie retoryczne pytanie – czy ktokolwiek może sobie wyobrazić, aby oficjalni przedstawiciele Bundesrepublik Deutschland kiedykolwiek w podobny sposób mogliby się zachować wobec  obecnej Polski, okupowanej przez Niemcy w czasie wojny?  I jak długo utrzymaliby się u władzy ci polscy politycy, którzy tolerowaliby podobne bezkarne zachowanie się oficjalnych przedstawicieli obcych państw na terytorium swego kraju? Nie mówiąc o niechybnej  w środkach masowego przekazu głośnej na cały świat kampanii o rzekomym odradzaniu się  niemieckiego  rewanżyzmu.

Politycy naszego kraju uparcie milczą, ale naszym zdaniem – niepotrzebnie i ze szkodą dla Litwy. Niepowstrzymane i właściwie nieoceniane bezczelność i chamstwo polityczne rodzi tylko kolejne fale i nawroty analogicznych zachowań, dezorientując i  dezyntegrując  społeczeństwo Litwy. Nie chodzi oczywiście o zejście do poziomu retoryki i zachowań powyższych polskich działaczy, ale o wyraźne zaznaczenie naszego stanowiska.   Brak wyraźnej postawy i ocen z naszej strony rodzą również kolejne publikacje na wzór  autorstwa  J. Haszczyńskiego.

Zresztą będąc przy Bundesrepublik Deutschland warto odnotować, iż Niemcy jednak nie pozwalają sobie świdrować w brzuchu tematem mniejszości narodowych i polskiej mniejszości nie uznają w ogóle. Od wielu lat istnieje więc  paradoksalna  sytuacja – Polska nie zajmuje się losem milionów swojego wychodźstwa i swoich obywateli, zamieszkałych w Niemczech, Francji, Anglii i innych krajach. Natomiast nieustanie boleje i leje strumienie krokodylich łez nad losem obywateli obcych państw na Wschód od Bugu, którzy z Polski nie pochodzą.  A ponieważ A. Łukaszenko nie pozwolił sobie dmuchać do kaszy  i Polska jakoby musiała go nawet przeprosić za bezpodstawne oskarżanie o dyskryminacją Białoruskich Polaków, a Ukraina, jak wiadomo, ma inne bardziej poważne problemy – na celowniku oskarżeń i potępienia została  jedynie Litwa...

Inną, nie mniej mylącą sugestią, wysuwaną przez J.Haszczyńskiego, jest  potrzeba  pilnego ustawiania polskich nadpisów na terenach, okupowanych przez Polskę w okresie międzywojennym, oraz pisanie imion i nazwisk Litewskich Polaków  znakami polskiego alfabetu po myśli  kierowników Akcji Wyborczej, co rzekomo  wzmocni wspólny front  Litwy z Polską  wobec zagrożenia ze strony Rosji.

Po pierwsze, badania opinii publicznej  i osobiste spostrzeżenia niezbicie dowodzą, iż powyższe postulaty nie mają znaczącego poparcia wśród ludności, i są jedynie wytworem wąskiego rodzinnego  grona działaczy, którzy z braku przygotowania, pomysłów i dobrej woli wykorzystują je  w celu utrzymania się przy władzy. A jednostronny monopol informacyjny, uprawiany przez „Radio znad Wilii” oraz kadrowo i ideowo wywodzące się z „Czerwonego Sztandaru” pisma, jak też wyraźne ograniczanie swobody słowa, swobody zrzeszania się i innych praw człowieka i obywatela  w terenie rządów Akcji, nie pozwala ludności wyartykułować  i przedstawić opinię własną.

Po drugie, narzucanie na siłę przez nieżyczliwych Litwie polskich i akcyjnych działaczy wydumanych postulatów prowadzi do frustracji ludności litewskiej, szczególnie  w warunkach, gdy postulujący otwarcie demonstrują  prorosyjskie bądź wrogie wobec naszego kraju postawy. To społeczeństwo Litwy szczególnie dezorientuje  i osłabia, a nie wzmacnia.  Tym bardziej, iż zachowanie się powyższych polityków z Polski i ich poparcie dla skrajnych działaczy Akcji Wyborczej nie może rodzić innych niż niechęć uczuć. Zresztą Litwini, jak i każdy inny wolny naród, ma własną pamięć historyczną oraz prawo na swoje zdanie i ocenę współczesnych wydarzeń.

Dlatego szczególnie dziś w warunkach zagrożeń, nie bacząc na fałszywe wyrazy troski i naciski ze strony  Polski,  trzeba się stanowczo trzymać  pomysłu na życie Litewskich Polaków , zgłoszonego przez Tadeusza Wróblewskiego przed prawie stu laty, tuż po ogłoszeniu Niepodległości Litwy:  […]przyjęcie czynnego udziału w budowie państwowości litewskiej z wyrzeczeniem się wszelkiej dążności do hegemonii. Wyrzeczenie się wszelkich objawów zelotorstwa nacjonalistycznego i przy rozważaniu wszystkich spraw politycznych, a w tej liczbie społeczeństwa polskiego, kierować się wyłącznie i jedynie podług sprawdzianu interesu i korzyści całego kraju[…]

Po latach błądzenia i błędów nie dostrzegać tej jedynej z możliwych dróg – znaczy zachowywać się przestępczo – nieodpowiedzialnie,  prowadzić ludzi w ślepy zaułek, w którym Litewscy Polacy, obywatele Litwy, nadal w warunkach propagandowego szumu z sąsiedniego kraju, będą wykorzystywani przedmiotowo na własną niekorzyść, jedynie ugruntowując w oczach litewskich współobywateli opinię o sobie, jako  „piątej kolumnie” Polski. A obecnie, po demonstracyjnych obchodach rosyjskich świąt, obnoszeniu się z rosyjskimi odznakami  i politycznych koalicjach – i Rosji.

Nie sposób też pominąć jeszcze jednego zarzutu J. Haszczyńskiego, wręcz „śmiertelnego grzechu” Litwinów, iż zaczęli nareszcie w pełnym zakresie nauczać dzieci Litewskich Polaków języka litewskiego, co jego zdaniem  można porównać do  „rozprawy z polskim szkolnictwem”. W odróżnieniu od publicysty „Rzeczpospolitej” powyższe wydarzenie należy, naszym zdaniem,  odnieść do kategorii pozytywnych. Usunęło bowiem ostatni formalny przejaw dyskryminacji, utrudniającej młodym Litewskim Polakom udział w konkurencji na rynku pracy na równych warunkach. Znajomość języka państwowego bez wątpienia przyspieszy też proces wyzwolenie się ludności spod władzy powyższych skrajnych działaczy, pozwoli  szerzej docierać do krajowych źródeł informacji i kultury, ułatwiając obywatelską integrację.

***

Publicysta J. Haszczyński dobrze zna realia naszego kraju. W latach w 1994 – 1996 wraz z Stanislavem Vidtmannem (dziś  - Lietuvos kultūros tarybos narys ) redagował w Wilnie tygodnik „Słowo Wileńskie” , będący własnością Č. Okinčica – doradcy  prezydentów i premierów  od roku 1997 do dziś. Nie należy więc się dziwić, iż ma dziś dostęp do informacji o Litwie dosłownie z pierwszej ręki. Więc, jak należało oczekiwać , poprzez  „Rzeczpospolitą”, podobnie jak i jego były pracodawca poprzez „Radio znad Wilii”, przez lata jednoznacznie wspierał postulaty i postawy działaczy Akcji. Co więcej w swoich rodzinnych publikacjach z Mają Narbutt, nie krepowali się nawoływać Litewskich  Polaków do dezyntegracji w swojej Ojczyżnie, kraju obywatelstwa i zamieszkania. Tak w reportażu z Pren w rejonie święciańskim gloryfikowali działacza Akcji Wyborczej, byłego przewodniczącego kołchozu „Przykazania Lenina” Antoniego Jundo jako rzekomo niezłomnego polskiego patriotę, który pod trójkolorowym sztandarem Litwy, której jest obywatelem, nigdy nie stanie, a tylko pod biało – czerwonym. Co zresztą nie przeszkodziło mu korzystając z zajmowanego stanowiska i krajowego prawa skupić działki u byłych podwładnych kołchoźników  i stać się właścicielem kilku tysięcy ha ziemi.

A dlatego rzuca się w oczy novum w omawianej publikacji w postaci pierwszej krytycznej uwagi w adres Akcji Wyborczej. Możemy tylko się domyśleć, iż między faktycznym liderem Akcji Wyborczej Č. Okinčicem i formalnym V. Tomaševskim nastąpiło pewne pęknięcie.  Widocznie poszło o wycofanie się z rządzącej koalicji, w wyniku czego członek rodziny Č. Okinčica Neverovič przestał być ministrem.  Natomiast  jak widać V. Tomaševskiemu była  bliżej ciałem i duchem Cytacka.

Dlatego dziś nie tylko ważne, by   po cichu wycofać się z poparcia dla Tomaševskiego, ale też pokazać światu, a szczególnie opinii publicznej w Polsce, iż pełniące nieustannie przez 14 lat rolę tuby propagandowej „Radio znad Wilii” i jej właściciel, stale występowali w roli  „dalekowzrocznej i bezkompromisowej opozycji” wobec Akcji Wyborczej.  Miejmy nadzieję, iż z udziałem „ Rzeczpospolitej” piórem J. Haszczyńskiego , da się to  zrobić.

Jest też w publikacji jedna pocieszająca wiadomość – jeżeli wierzyć J. Haszczyńskiemu  Polska już nie ma nowych pomysłów na pomoc dla nie swoich obywateli w obcym kraju, czyli na Litwie. Może więc się nareszcie odczepią, przestaną zatruwać nam życie  i zajmą się losami i potrzebami swojego wychodźstwa i własnych obywateli  - dla przykładu w Niemczech, we Francji, Szwecji , Wielkiej Brytanii czy w Stanach Zjednoczonych? Im przecież przede wszystkim należy się matczyna opieka i troska ze strony kraju pochodzenia i obywatelstwa, czyli Polski.

***

Za kilka lat do ogłoszenia Niepodległości Litwy zaczęto uruchamiać bardzo prosty schemat skłócania Litwinów i Litewskich Polaków . W pismach „Gimtasis kraštas”, „Tarybinis mokytojas”, „Atgimimas” i innych zaczęły się pojawiać w języku litewskim publikacje, których treści  Litewscy Polacy odbierali niejednoznacznie. Te publikacje były skrzętnie tłumaczone na język polski i z odpowiednimi komentarzami zamieszczane na lamach „Czerwonego Sztandaru”, formalnie będącego organem Komunistycznej partii, ale z treści, składu i ducha redakcji – możliwie również organem KGB. Komentarze do publikacji  z łam „Czerwonego Sztandaru” ze swojej strony często wracały na łamy powyższych pism, budząc niezwykłe oburzenie Litwinów.

Patrząc dziś na tamte wydarzenia z perspektywy czasu -  był to wręcz precyzyjny  sposób regulowania i podgrzewania  nastrojów społecznych na potrzebę chwili kolejno zmieniających się wydarzeń, które dziś już odeszły w niepamięć.  Niezwykle też skutecznie pomagał odwracać uwagę od stanu sowieckiej gospodarki i „demokracji”. Jak to trafnie zaznaczał wtedy pisarz Tadeusz Konwicki oceniając „dorobek” „Czerwonego Sztandaru”: „…W samym sercu Europy. Na oczach całego świata. W obliczu ONZetu, papieża i Pana Boga. To co hitlerowcy robili z organizmami biologicznymi, tu się robi z duszą tego czy owego narodu (…). (Wschody i zachody księżyca.)

Warto przy tym zaznaczyć, iż w owym czasie Litewscy Polacy słabo znali język litewski i za bardzo rzadkim wyjątkiem wiedzieli, o czym piszą litewskie wydania. Gdyby nie przedruki z komentarzami  na łamach „Czerwonego sztandaru”  - widocznie prawie nikt by nie wiedział, o czym pisze „Gimtasis kraštas” .

Tylko po latach stało się jasne, że redaktorzy „Czerwonego Sztandaru” i „Gimtasis kraštas” – to bratnie dusze, z tą jedynie różnicą iż jeden był politycznym koordynatorem, a drugi współpracownikiem sowieckich służb represji. A że się dobrze znali na robocie świadczy fakt, iż dotychczas, po ponad ćwierć wieku, bardzo wiele osób  nosi jeszcze w sobie tamte nastroje i oceny.

Mając za sobą tamte doświadczenia i wiedzę, nie sposób nie dostrzec pewnych analogii w nawiązaniu do publikacji J. Haszczńskiego, które ukazują się właśnie wtedy, kiedy jest ku temu akurat potrzeba. Z kolei Delfi. lt pilnie tłumaczy i osobiste animozje powyższego publicysty przedstawia jako „uderzenie Polski” całej krytyką oburzenia i niezadowolenia wobec naszego kraju. Działacze Akcji zacierają ręce i stroją się w opierzenie gołębi pośrednictwa i pojednania, na trybunę sejmową z dobrze wyreżyserowanym wyrazem twarzy  bezgranicznie załamanego Rupintojelisa (Chrystus frasobliwy)  wstępuje postkomunistyczny neoliberał G. Kirkilas  i twierdzi, iż Litwa nie może dalej  ignorować głosu sąsiedniego państwa i oburzenia wszystkich bez wyjątku jego obywateli, występujących w obronie obywateli Litwy.  W wyniku pogłębiają się podziały i wzajemne niechęci między Litwinami i Litewskimi Polakami, trzeciorzędny  temat urasta do problemu numer jeden, stając się bardziej ważny, niż zadłużanie kraju, rosnąca emigracja, poszerzająca się nędza i przekłamania w życiorysach „naszych” przywódców.

Czyli schemat działania został w zasadzie ten sam, z tą jedynie korektą, iż centrum koordynacyjne przesunęło się bardziej na zachód i z udziałem elektronicznych środków masowego przekazu ma znacznie szerszy zasięg, a tłumaczenie publikacji  odbywa się nie z litewskiego na polski, a na odwrót. Bo skąd by mogło wiedzieć litewskie społeczeństwo i tzw. elity o czym pisze J. Haszczyński i jemu podobni, i z jakiego powodu mógłby wtedy występować  z trybuny Sejmu RL dyplomowany oszust  G. Kirkilas w roli „obrońcy” Narodu Litwy? Tym bardziej iż jemu w ogóle nie powinno być miejsca w polityce.

***

I dygresja ostatnia, nawiązująca do treści publikacji J. Haszczyńskiego w „Rzeczpospolitej”.  Postawę, gdy u Litwinów na siłę wyszukuje  się wyłącznie negatywne cechy charakteru  i  bezkrytycznie ustosunkowuje się  do narodu własnego, Słownik języka polskiego określa   jako skrajny nacjonalizm lub  szowinizm.  To nadaje publikacji J. Haszczyńskiego na łamach „Rzeczpospolitej” odpowiednią konsystencję i zapach.

Po drugie, wielu wybitnych, światowej sławy intelektualistów, a szczególnie wywodzących się z Wielkiego Księstwa Litewskiego – Józef Mackiewicz, Czesław Miłosz, Jerzy Giedroyć, Michał Kryspin Pawlikowski, Wacław Alfred Zbyszewski i wielu innych niejednokrotnie podkreślali wyjątkowe skolektywizowanie myśli Polaków, ich bezkrytyczny pogląd odnośnie swego postępowania i własnej historii, trwanie w poczuciu, iż Polska jest centrem świata i wręcz zbawicielką ludzkości.
[…]Prawda była taka, te u nas Żydzi woleli po pierwszej wojnie Litwinów, Łotyszów, wszystkich - byle nie Polaków […] ( Józef Mackiewicz. Wtrącenia do przekroczonego czasu).

Co więcej, przedstawiciele tego starego mądrego narodu  mogli ułożyć współżycie nawet w Rosji, gdzie co pewien czas odbywały się antyżydowskie pogromy. Ale między pogromami  - panował porządek i  w pewnym zakresie działało prawo.

[…]Nie wchodząc tedy w bliższą ocenę dyscypliny narodowej, wypadnie jednak stwierdzić obiektywnie, że już w okresie zaborów, zwłaszcza zaś pod wpływem przypadającego w tym czasie rozrostu idei nacjonalistycznych, nastąpiło w Polsce znaczne "odhumanizowanie" myśli narodowej na rzecz jej "upolitycznienia". Miejsce "człowieka", coraz bardziej począł wypełniać "Polak". Proces ten uplastycznić nam może zestawienie literatury polskiej z literaturą rosyjską XIX wieku. Podczas gdy w literaturze rosyjskiej bohaterem głównym był człowiek, w literaturze polskiej wydawał się być nieraz tylko pretekstem, za którym ukrywał się istotny bohater - Polska. Stąd wielka literatura rosyjska cieszyła się dużym wzięciem w całym świecie, gdyż człowiek - interesuje każdego innego człowieka. Podczas gdy polska literatura, mimo talentów pisarskich, takiego wzięcia nie miała, gdyż Polska - interesowała tylko znikomą ilość ludzi na świecie […]( Józef Mackiewicz. Zwycięstwo prowokacji).

[…]historia Polski jest jedną z najbardziej zakłamanych historii jakie znam". Zakłamanie oznacza dla niego uleganie stereotypom i mitom narodowym, rozmyślne pomijanie w historiografii tematów dla nas nieprzyjemnych, polonocentryzm: „słoń i sprawa polska"[…] (Jan Pomorski. Myśl historyczna Jerzego Giedroycia)

I to trwa, niezwykle utrudniając współżycie w naszej części Europy wtedy i dziś.

Może więc J. Haszczyński i „Rzeczpospolita” zechcieliby się  podjąć prób głębszej samooceny swego polskiego społeczeństwa? Lepiej wcześnie niż później musi  przecież ktoś się zająć tym tematem – również z korzyścią dla sąsiednich państw i narodów.